Lubię kląć. Mam w tym spore doświadczenie. Lubię też słuchać, jak ludzie umiejętnie i ze znawstwem rzucają mięsem. Rozsmakowuję się w nim. Dzięki temu potrafię docenić prawdziwy kunszt. Wiem, kto rzuca szlachetnym cząbrem, a kto pasztetową. I powiem Państwu, że Daniel Obajtek ma potencjał!
To nawet nie o ilość idzie. Bo garmaż obajtkowy jest spory. Czyni więc jego fechtunek mięsem z pozoru niezbyt wyszukanym. Redaktor Czuchnowski dokładnie podliczył ile i czego w jednej z rozmów Obajtek używał jako części mowy. Można sobie sięgnąć, jak ktoś lubuje się w buchalterii. Są jednak w obajtokowym wulgaryzowaniu momenty. A, proszę mi wierzyć, trochę się na tym znam. Dajmy na to: „chuja trypla”. Z pozoru niby nic takiego, ale jak się głębiej zastanowić, to wcale nie taka łatwa zbitka do wymyślenia. Musiał nad nią dumać ktoś z głową.
Ale, nie, przecież Obajtek ma zespół Tourette’a! Tzn. miał, bo już z tego wyszedł. A jak wiemy, wilka do lasu ciągnie i czasami, jak człowieka przyprze, to nie ma rady. Mus rzucić „kurwą” albo „chujem”.
Nie słuchałem całości taśm. Jedynie co pikantniejsze szczegóły i początek. Oczywiście wulgaryzmy wcale mnie nie zaskoczyły, bo wiem, że człowiek to istota, która używa różnego języka, właściwego sytuacji i miejscu. Inaczej rozmawia się z przełożonym, inaczej z księdzem, matką, dzieckiem czy wójtem. Są jeszcze tacy, z którymi się w ogóle nie rozmawia, bo nie warto.
Nie słuchałem całości, bo pierwsze 10 minut mnie już do reszty znudziło, więc skakałem potem bez pomysłu, co minutę, pięć.
Ludożerka rzuciła się od razu na obajtkowy język, zapominając, czego owe taśmy mają dowodzić. I moim zdaniem dowodzą jak w równaniu, kiedy na końcu piszę się: „czego należało dowieść”. Obajtek był wójtem Pcimia. Zarządzał prywatną spółką z tylnego fotela. Takie są zarzuty „Wyborczej”, która do sprawy dokopała się jako pierwsza. Czy na nagraniu z rozmów z Szymkiem, Obajtek zachowuje się jak przełożony, który wydaje pracownikowi dyspozycje? Oczywiście, że tak. Naprawdę, trzeba mieć spory niedosłuch, żeby tego nie wysłyszeć. Tyle, że taśmy same niewiele Obajtkowi zrobią, poza spierdoleniem dobrze zapowiadającego się piaru.
Mówił Obajtek z Szymkiem. Ale czy gdzieś widnieje Obajtka podpis, dekretacja pisma, dokumenty z jego parafkami? Nie ma w tej sprawie ważnych dowodów, bo i być nie może. Ktoś, kto ma być cichym wspólnikiem nie jest przecież kretynem, żeby swoje szwindle trzymać w segregatorach, a pieniądze brać na konto. Czasy może się i zmieniają, ale kasa w kopercie pod stołem cały czas jest bardzo dobrym źródłem niepodatkowanego dochodu. Pisząc o tym, że kretynem być nie może, nie wykluczam jednak, że nie może się takowymi otaczać.
Muszę przyznać, że dość mocno ubawił mnie fragment rozmowy Obajtka z Szymkiem, kiedy ten pierwszy każe drugiemu przygotować zestawienia firm, które kupują od nich towar, firm które nie kupują, a przy tych, które kupują uwzględnić jaki procent biorą właśnie od nich. I oddać zestawienie Tomkowi. Szymek potakuje, po czym pyta: „A jakiemu Tomkowi ?”
Doprawdy, jak rozmowa dyrektora Krzakoskiego z Dudałą z „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Jakaś groteskowa komedia półkretynizmów. Później robi się jeszcze lepiej; Obajtek klaruje Szymkowi pięć razy, co ma przygotować, jak ma wyglądać każda tabela z osobna. Ten sześć razy o to samo dopytuje.
Aż żal ściska człowieka, kiedy panowie rozmowę kończą, bo chciałoby się jeszcze posłuchać. Takie to pocieszne, jak z filmów mistrza Stanisława.
Zastanawiam się, co na to prezes Kaczyński. Wiemy przecież, że czym jak czym, ale wulgaryzmami to on gardzi i języka nie kala zbyt często. Wiemy też, że jest do cna wyrachowany i cyniczny i zdaje sobie sprawę, że ludzie używają brzydkich słów. Póki jednak używają ich dla niego, i dzięki nim partia rośnie w siłę, mogą sobie rzucać mięsem do woli. Byleby działali dla prezesa i za jego zgodą.
Jak to mawiają w Pcimiu: może i chuj, ale swój!