Pomysł PiS jest banalnie prosty: po wygraniu jesiennych wyborów nauczyciele staną się urzędnikami korpusu cywilnego. Jako tacy będą mieli zakaz strajku.
Pomysł ten, jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, jest oczkiem w głowie minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigi Emilewicz.
Jest marchewka: prestiż zawodu miałby zauważalnie wzrosnąć, nauczyciele mogliby tez liczyć na dodatkowe pieniądze – nawet 4 000 zł miesięcznie. Oczywiście po zdaniu egzaminu państwowego i zastaniu urzędnikiem mianowanym, a to wcale nie jest prosta procedura.
Jest też kij: oznaczałoby to zakaz strajku, dyspozycyjność, co w praktyce oznaczać mogłoby dołożenie pracy bez dodatkowego wynagrodzenia oraz w praktyce zlikwidowana zostałaby Karta Nauczyciela.
Wysokie wynagrodzenia dla nauczycieli, jak podaje „DGP”, nawet do 8 000 byłyby przewidziane dla tych, którzy zgodziliby się na zwiększenie pensum o 30 proc. – do 24 godzin. Pozostali, którzy nie zgodziliby się na taka propozycję, otrzymywaliby odpowiednio mniej.
Pomysłodawcy powołują się na rozwiązania w innych krajach: Francji i Niemczech oraz na podobne rozwiązania w przedwojennej Polsce. Nie jest zaskoczeniem, że propozycje tych zmian popiera nauczycielska „Solidarność”, zaś ZNP jednoznacznie wyraziło
swój sprzeciw.
– To jest odebranie nam prawa do wyrażania sprzeciwu – powiedział „Superekspresowi” Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Zapewne dyskusje o zmianach w zawodzie nauczyciela są konieczne. Problem w tym, że PiS wybrał najgorszy możliwy moment – uczynił z tej propozycji element kampanii wyborczej, nie konsultował je z nauczycielami i jednoznacznie powiązał z zapowiadanym jesiennym, protestem nauczycieli. To może wzbudzić duży opór
związkowców.