Z dr Anną Materską-Sosnowską, politolożką z UW, rozmawia Justyna Koć
JUSTYNA KOĆ: Mamy kryzys na linii prezydent-prezes?
ANNA MATERSKA-SOSNOWSKA: To, że PiS odcina się od prezydenta, było już widać wcześniej w wypowiedziach polityków, rozróżnienie dążeń PiS-u i prezydenta jest tu wyraźne. Na kongresie na Stadionie Narodowym nie było nikogo z pierwszych ław rządu, więc moim zdaniem to takie ewidentne odcinanie się, co oczywiście nie znaczy, że gdzieś na końcu nie będzie próby porozumienia się, chociaż na razie nic na to nie wskazuje.
Dlaczego? To kara za weto, czy po prostu wskazanie prezydentowi, gdzie jest jego miejsce?
Trudno jednoznacznie powiedzieć. Być może w obydwu kwestiach ma pani rację. Prezydent nie jest głównym ośrodkiem, to wyraźnie widać, natomiast czy to kara? W takich kategoriach w ogóle nie powinniśmy tego rozpatrywać, to jednak takie postponowanie prezydenta.
Wiemy, że aby referendum konstytucyjne się odbyło, potrzebna jest zgoda Senatu. Wyobraża sobie pani, że Senat nie przegłosuje zgody?
Raczej nie, natomiast wyobrażam sobie, że w ogóle nie będzie takiej propozycji, bo kancelaria będzie musiała się wycofać, natomiast do tej pory wypowiedzi osób z kancelarii są takie, że na pewno dojdzie do referendum. Powiedzmy otwarcie, że samo referendum konstytucyjne nie jest dobrym pomysłem, to nie jest dobra propozycja, w związku z tym – abstrahując już od kwestii politycznych – to jakoś rozumiem takie postępowanie PiS-u.
Komentarze po konferencji prezesa, który przedstawiał kandydatów na prezydentów dużych miast, są raczej takie, że niewiele miało to wspólnego z kampanią samorządową. Prezes był znudzony, czytał nazwiska z kartki, żadnemu nie poświęcił kilku słów od siebie. O czym to może świadczyć?
Może prezes chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pewnie zdawał sobie sprawę, że – z paroma wyjątkami – to nie są nazwiska bardzo mocne czy biorące. Zatem im ciszej to zostanie obwieszczone, tym bardziej każdy sukces będzie spektakularny, a przegrana mniej zaboli. Może PiS ma wewnętrzne sondaże, które pokazują wygraną lub przynajmniej mocną pozycję kandydatów.
A Patryk Jaki w Warszawie zamiast Stanisława Karczewskiego?
Moim zdaniem większe szanse ma Jaki niż Karczewski. Po drugie, może Kaczyński nie chciał wystawiać Karczewskiego na przegraną. Myślę, że mamy tu też do czynienia z wewnętrzną rozgrywką zjednoczonej prawicy. Oczywiście, Warszawa jest wysoką stawką, ale trochę to wygląda jak niewiara w wygraną.
To może być pstryczek w nos Zbigniewowi Ziobrze i Patrykowi Jakiemu, którzy stali się mocni?
To prawda, a prezes Kaczyński bardzo nie lubi takiego zachowania. Jest też opinia, że prezes wie, że ci panowie nie zdradzą, bo wiedzą, że drugi raz już nie będzie powrotu do partii matki.
Trwa kolejny dzień protestu rodziców osób z niepełnosprawnościami w Sejmie, wieczorem w czwartek odbyło się kolejne spotkanie z minister rodziny Elżbietą Rafalską. Trwało niecałą godzinę, kompromisu nie ma. Czy ten problem będzie kosztował rząd słupki poparcia w sondażach?
Moim zdaniem tak. Po pierwsze, to jest jawna niesprawiedliwość, z drugiej strony, i to wprost, po raz kolejny widzimy, że co innego PiS mówił, gdy był w opozycji, a co innego mówi, gdy jest u władzy. Po trzecie, i chyba najważniejsze, że jeżeli się uda, a z całego serca im tego życzę, wywalczyć te postulaty, to zaraz w kolejce ustawią się inne poszkodowane, zaniedbane grupy, a tych jest w Polsce bardzo dużo. Pokaże to też, że wydatki PiS-u są nieprzemyślane, a także hipokryzję rządu.
Z sondażu dla Faktów TVN wynika, że aż 87 procent uważa, że należy się tej grupie te 500 zł dodatku, o który walczą. To bardzo dużo, ten wynik zaskakuje?
To gigantyczna większość. Tak naprawdę ten problem wyszedł z cienia. Dlaczego u nas jest tak mało niepełnosprawnych wśród nas? Nie dlatego, że ich się mniej rodzi niż w innych krajach, tylko dlatego, że ich nie widać, bo siedzą zamknięci w domach, nie ma ich w przestrzeni publicznej. Ta sytuacja uświadomiła mi, że sama miałam zaledwie kilku studentów z niepełnosprawnościami. To jest bardzo duży problem, całkowicie przez nas jako społeczeństwo zaniedbany.
Jeżeli cały czas słyszymy, jaka jest świetna sytuacja, pojawiają się kolejne pomysły na wydawanie pieniędzy, słyszymy o nagrodach, to zwykła sprawiedliwość wymaga, aby pomóc najbardziej potrzebującym.
Ten sam sondaż pokazuje też, że 51 proc. z nas uważa, że rząd nie zareagował słusznie.
Bo taka jest prawda, zwłaszcza można było tego wymagać od partii, która szła do władzy z hasłem solidarności, gdzie mamy w rządzie specjalnego ministra bez teki do spraw społecznych, która zresztą nie pojawia się nawet u protestujących, nie uczestniczy w rozmowach.
No właśnie, twarzą jest minister Rafalska. Premier Morawiecki chce wygumkować premier Szydło ze świadomości Polaków? Dr Marek Migalski tak uważa.
Chyba należy się z tym zgodzić. Z drugiej strony Rafalska jest twarzą sukcesu, jest dobrze oceniana, to też może być powód. Natomiast myślę, że z Markiem Migalskim trzeba się zgodzić, bo to rzeczywiście zaskakuje, że jej tam nie ma.
Czy ten przedłużający się spór z rodzicami może zagrozić rządowi?
Wydaje mi się, że tak, chociaż mówię to bardziej intuicyjnie. Natomiast widzę tu dwie płaszczyzny. Jedna to kwestia, którą omówiłyśmy; jak źle to zostało odebrane, bo jeszcze mamy w pamięci nagrody, bo są kolejne wydatki. Sam protest zaczął się kilka dni po ogłoszeniu „piątki Morawieckiego”, gdzie znowu są rozdawane kolejne pieniądze. Po drugie, mogą się pojawić kolejne grupy i roszczenia zaczną rosnąć.
Jest to wynik polityki PiS-u, polityki sukcesu – skoro jest tak dobrze, to czemu nie ma dla nas?
W tym wszystkim jest też temat daniny solidarnościowej od najbogatszych. Premier jak Janosik, tylko czy to się spodoba?
Zgadzam się z tym, że powinny być inaczej ustawione podatki, i uważam, że powinniśmy zacząć spokojną debatę na ten temat. Ale mówienie, że jedni muszą dać na drugich, jest absurdem. Przede wszystkim to nie są znaczone pieniądze, po drugie – to antagonizowanie, nastawianie jednych grup społecznych przeciwko drugim. A jeśli po rodzicach osób z niepełnosprawnościami przyjdą następni, którzy będą potrzebować tak samo pomocy, to komu zabierze rząd? To pokazuje małą polityczność premiera.