7 listopada 2024

loader

Upiór Leszka Balcerowicza w Trybunie: „zmień pracę, weź kredyt”

Zrzut-Parku-i-bloki-2 (1)

Lewicowi publicyści skarżą się zgodnym chórem na brak własnych mediów – ostatnio Radosław Czarnecki na łamach Przeglądu. Tymczasem ten skrawek papieru, który Trybuna przeznacza na sprawy gospodarcze stał się przytułkiem dla neoliberałów spod znaku FOR – Forum Obywatelskiego Rozwoju.

To największy polski rezerwat skostniałego, zużytego i ideologicznie, i naukowo fundamentalizmu rynkowego. Niestety, dziennikarze Trybuny, piszący o gospodarce, rzadko sięgają po raporty, ekspertyzy, opinie ośrodków badawczych wykraczających poza fałszywy paradygmat, jak Steve Keen nazwał neoklasyczną ekonomię. Należą do nich np. Instytut Badań Strukturalnych czy Fundacja Kaleckiego.

W Trybunie 13-14 X ukazało się omówienie raportu FOR o kwestii mieszkaniowej. Główna teza raportu głosi, że najlepiej posłuży rozwojowi rynku najmu w Polsce zniesienie „podatkowej dyskryminacji najmu wobec własności, lepsze zabezpieczenie interesów właścicieli i lokatorów w umowach dla osób fizycznych, zaprzestanie państwowego subsydiowania własności, a także umożliwienie tworzenia w Polsce funduszy inwestujących w nieruchomości”.

Jak zwykle u liberałów czarnym Piotrusiem jest państwo. Jeśli chodzi o polskiego Lewiatana, całkiem słusznie, co ukazał w cenionej książce „Pokolenie 89” młody ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych Jakub Sawulski (wydanej w 2019 przez Krytykę Polityczną). Polski „ryneczek mieszkaniowy” popsuli właśnie liberałowie, m.in. prywatyzując trzy miliony mieszkań. Obciąża ich też niebywała tolerancja dla czyścicieli kamienic.

Warto dodać, że w epoce gierkowskiej Polska Ludowa wybudowała 2,5 mln mieszkań. Na obecnym polskim ryneczku dominują do spółki właściciele mieszkań, deweloperzy i banki (finansiści). Mała oferta mieszkań na sprzedaż połączona ze stosunkowo niskimi dochodami płacowymi wciąga młode pokolenie w pułapkę kredytową albo skazuje na kosztowny wynajem. Mieszkanie to jednak dobro konieczne do godnego życia, do założenia rodziny.

Dlatego w dobrze zorganizowanych społeczeństwach ułatwienie dostępu do mieszkania jest ważnym składnikiem polityki społecznej. Tam są i prywatne mieszkania na wynajem, i mieszkania socjalne, i prywatne mieszkania na własność (np. Niemcy, Skandynawia, Wielka Brytania). Spośród wielu dostępnych narzędzi mieszkaniowej polityki społecznej polski neoliberalny Lewiatan wybrał praktycznie tylko jedno – dopłatę do kredytu hipotecznego. Niech zgadnę, czyje interesy wzięły tu górę?

Mieszkań socjalnych brak, zlikwidowany Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. W III RP, i w pisowskiej IV mamy aspołeczną gospodarkę rynkową. W tym miejscu docieramy do głównego problemu: jak miałby funkcjonować w Polsce sektor prywatnych mieszkań na wynajem, o który upominają się autorzy omawianego raportu. Jednak ani oni, ani dziennikarz sprawozdawca Trybuny nie wysilił się, by zanalizować przyczyny, które skłoniły mieszkańców Berlina do głośnego referendum w sprawie tego, czy mieszkanie ma być prawem, czy tylko towarem. Referendum odbyło się jednocześnie z wrześniowymi wyborami parlamentarnymi pod hasłem: Deuchtsche Wohnen @ Co. enteignen (Wywłaszczyć Deutsche Wohnen i Spółkę). W Berlinie 250 tys. mieszkań zarządza właśnie ta spółka giełdowa – bohaterka referendum. W tej sytuacji to akcjonariusze pośrednio wpływają na wysokość czynszów. Spółka bowiem musi przede wszystkim dbać o swoje notowania na giełdzie. Musi zatem maksymalizować zyski z wynajmu mieszkań, mimo ograniczenia, jakim jest tzw. lustro czynszowe (Mietspiegel). Zgodnie z nim, wzrost ceny wynajmu lokalu nie powinien przekraczać w ciągu trzech lat 20% . Sprawa o tyle istotna, że w tym kraju połowa lokali jest wynajmowanych. Liberał nie dostrzega społecznej ułomności tego rozwiązania.

Po pierwsze, dochody z najmu trafiają do portfeli akcjonariuszy z całego świata. Nie krążą one wówczas w gospodarczym krwiobiegu miasta, by zwiększać lokalne inwestycje i popyt (to samo nb. dzieje się z polskim wielkopowierzchniowym handlem). Co więcej, dopłaty do czynszów z publicznego funduszu socjalnego ostatecznie trafiają na konta akcjonariuszy i udziałowców owych „funduszy inwestujących w nieruchomości”- na Wall Street czy londyńskim City. Można się domyślać, że także by trafiały do polskich udziałowców. Oni już zdążyli się utuczyć na posadach w bankach, filiach zagranicznych korporacji, w lokalnych orlenach. Należą do nich też bankowi ekonomiści. Oni też już mają niejedno mieszkanie, lokal użytkowy czy działkę. Co jeszcze ważniejsze, okazuje się, że w Berlinie najwięcej mieszkań powstało, kiedy czynsze były regulowanie, i kiedy inwestor miał charakter publiczny (Joanna Kusiak w rozmowie z Romanem Kurkiewiczem, Przegląd 20-26.09.21). Przy czym polscy najemcy będą w gorszej sytuacji, bo polska konstytucja, w przeciwieństwie do niemieckiej, nie przewiduje, że „ziemia, zasoby naturalne, i środki produkcji mogą zostać przeniesione na własność wspólną lub inne formy gospodarki publicznej w celu uspołecznienia” (art.15). Gdyby nadwiślańscy liberałowie czytali Trybunę, można by się obawiać o ich zdrowie fizyczne, bo na wiedzę o realnym kapitalizmie są wyjątkowo odporni.

Berlińczycy poparli inicjatywę wywłaszczenia wielkich prywatnych firm zajmujących się nieruchomościami: 56% poparło te fundamentalne zmiany, 38% było przeciw (Trybuna 201/202, 2021). Bądźmy mądrzejsi o to doświadczenie mieszkańców stolicy Niemiec z „funduszami inwestującymi w nieruchomości”. Po co powtarzać cudze błędy. Może chociaż raz Polak będzie mądrzejszy przed szkodą.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Rasizm na stadionie po czesku

Następny

Zdroworozsądkowość albo (do wyboru) na zdrowy chłopski rozum

Zostaw komentarz