Polska prawica w dość nieudolny sposób próbuje dezawuować protesty w obronie prawa kobiet do wyboru. Część lewicowych komentatorów widzi w nich zapowiedź wielkiego, politycznego przełomu. Czy tak się stanie?
Poniedziałkowe protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet na pewno stały się już wydarzeniem historycznym ze względu na swoją skalę, geograficzny zasięg, stopień społecznego zaangażowania. W tym kontekście pogardliwe i lekceważące komentarze polityków PiS czy sprzyjających im mediów wydają się żałosne.
Poniedziałkowe wydarzenia są jednak niewygodne nie tylko dla rządzącej prawicy, Kukiza, PSL i środowisk religijnych fanatyków. To także wotum nieufności dla całej klasy politycznej III RP, która wyćwiczyła się w zawieraniu konformistycznych porozumień z Kościołem. Sztandarowym przykładem takiego kontraktu jest obecnie obowiązujące prawo antyaborcyjne określane mianem „kompromisu”. Nie był to jednak „kompromis” zawarty pomiędzy różnymi obozami ideowymi, lecz politycznymi elitami a Kościołem. Tysiące demonstrujących ludzi protestowało nie tylko przeciw projektowi Ordo Iuris, lecz także przeciw obecnie obowiązującemu prawu. W wiecach i marszach wzięło udział mnóstwo młodych i bardzo młodych kobiet i mężczyzn, dla których uznanie specjalnej roli Kościoła, wynikającej z jego pozycji w PRL, jest czymś zupełnie abstrakcyjnym. Tymczasem ten archaiczny model wciąż jest krzewiony przez PO, która chce ów osławiony „kompromis” wpisać do konstytucji. W dotychczasowych deklaracjach nawet Nowoczesna odżegnywała się od wszelkich jednoznaczności dotyczących aborcji.
Czy zatem Czarne Protesty to wiatr w żagle dla nowej lewicy, co już ogłaszają niektórzy komentatorzy?
Trudno dziś wyrokować.
Po pierwsze, udział w proteście przeciwko ograniczeniu osobistej wolności nie musi mieć wcale kontynuacji w innych formach politycznego zaangażowania, co pokazały wielkie demonstracje anty – ACTA kilka lat temu. Dotyczy to zwłaszcza tych najmłodszych, a to oni stanowili trzon Czarnego Protestu.
Po drugie, nie jest oczywiste, jak duża część uczestniczek i uczestników poniedziałkowych manifestacji byłaby skłonna poprzeć lewicowy pakiet programowy. Zapewne spora część z nich prawo do decydowania o macierzyństwie łączy z liberalnymi poglądami gospodarczymi.
Dla lewicy jednak ważny powinien być chyba ten najmniej oczekiwany aspekt wydarzeń mijającego tygodnia. Jest nim wielka mobilizacja w mniejszych ośrodkach i małych gminach, gdzie także odbyły się pikiety i marsze. Czarny Protest nie okazał się bowiem tylko politycznym wystąpieniem wielkomiejskiej klasy średniej, ale wspólną inicjatywą, w której wzięły udział kobiety o różnych statusach ekonomicznych i zamieszkujące także prowincję. Jest to wyłom w logice dotychczasowego sporu politycznego „elita vs. lud”, gdzie PiS określa się jako obrońca zwykłych ludzi. Odebranie partii Kaczyńskiego monopolu na bycie reprezentantem „ludu” i prowincji to zadanie i szansa lewicy.