Wielki powrót pirata
Publicysta Łukasz Moll dzieli się refleksją o ACTA2:
1) autorem piosenki może być jakiś tam Zenon Martyniuk – i jego autorstwo nadaje tej piosence „wartość użytkową” (jej „słuchalność”)
2) autorem „wartości wymiennej” tej piosenki (jej ceny) są dystrybutorzy, wydawcy – obojętnie czy dystrybucja odbywa się za pośrednictwem płyt czy serwisów z plikami mp3 – a konkretną wielkość tej ceny ustalają w oparciu o kalkulacje rynkowe
3) ale o „wartości” piosenki – czyli o tym, że w ogóle może ona zaistnieć i jako „wartość użytkowa” i jako „wartość wymienna” – decydują jej słuchacze, a więc ci wszyscy, którzy chcą tej piosenki słuchać, przekazywać ją dalej, pożyczać sobie, wymieniać się nią, zachęcać do jej słuchania, zabierać w podróż, na imprezę, podśpiewywać ją sobie, nucić, wykonywać na karaoke, tańczyć do niej na ślubach, przerabiać ją, recenzować, fałszować, mylić tekst, nie trafiać w dźwięk, rano grasować z nią po ulicach, po południu łowić przy niej ryby, wieczorem paść z nią w słuchawkach bydło, a wieczorem ją krytykować. Co więcej, autorami „wartości” piosenki są także wszyscy jej nie-słuchacze: ci, którzy krzyczą „wyłącz to”, ci, co zmieniają kanał, wyśmiewają piosenkę, pozostają głusi na jej walory, wybierają inne melodie itd. Popularne piosenki mogą istnieć tylko dlatego, że istnieją niepopularne. Rock istnieje, bo istnieje techno. Hip hop istnieje, bo istnieje muzyka klasyczna. Wartość jest, inaczej mówiąc, zawsze relacyjna. Bez bogactwa wielości, bez krążenia piosenki – a zwłaszcza jej refrenu – w tym, co społeczne, piosenka nie ma, nie może mieć żadnej wartości, bo nie odpowiada na żadną potrzebę, nie staje się dobrem pożądanym. I Internet jest doskonałą manifestacją tego procesu, choć sam proces jest przecież starszy niż internet. Najpierw użytkownicy stworzyli sieci wymiany plików – np. piosenek – nadając im społeczną wartość. Na to kapitał zwietrzył interes i przy pomocy prawa autorskiego ogradza nam ten obieg kulturalny, szatkując sieć na kawałki z metką właścicielska i przypisaną do niej ceną. Jest to klasyczne grodzenie oddolnie wytworzonych dóbr wspólnych. Nie ma sensu walczyć z piractwem, z łamaniem praw autorskich na Facebooku czy YouTubie. Prawdziwymi grabieżcami są tutaj wszystkie te platformy, które zarabiają na dawnych sieciach pirackich. Tak, nie powinny zarabiać! Ale rozwiązaniem nie jest ACTA2, która ogranicza resztki pirackiej swobody na tych wielkich tankowcach. Rozwiązaniem jest zatopienie tych tankowców i wyciągnięcie na powrót pirackiej bandery.