…dziennikarzom z lubelskiego „Dziennika Wschodniego”, którym większościowy udziałowiec spółki wydającej gazetę i popularny portal z dnia na dzień wyrzucił z roboty naczelnego, zaś dziennikarzom uniemożliwił dostęp do swoich laptopów, na których mają materiały objęte tajemnica dziennikarską, a także być może osobiste dane wrażliwe.
Media, dziennikarze i komentatorzy podnieśli lament, że oto właśnie naruszana jest wolność słowa, a wolnym mediom zamyka się usta. Czysta prawda! Jak najbardziej jest naruszana. Ale, przepraszam, czemu to budzi zdziwienie?
Oto bogaty biznesmen, który być może nie ma pojęcia o wydawaniu gazety czy portalu, zapragnął mieć oto popularne na terenie działania jego biznesu medium, by delikatnie, ale skutecznie lobbowało na rzecz jego interesów. Kupił je więc razem z dziennikarzami, dokładnie tak, jak kamienicznicy w całej Polsce kupowali kamienice z „wkładką mięsną” – czyli lokatorami – traktując całość jako swoją własność. I nie sadzę, by do dziennikarzy miał inne podejście. Kupił gazetę, portal i ich, żeby miał kto medium robić. Tak pewnie uważał.
„Chan darował cię królowi, jakoby mu psa albo sokoła darował”, mówił Kmicic do Akbah-Ułana. Obrzydliwie brzmi, prawda? Tylko że to jest właśnie istota ustroju, jaki nam zafundowano w 1989 roku.
„Święte prawo własności”, kapitaliści jako sól ziemi, prawa pracodawców najwyższym dobrem, „róbta siatkie”, i co tam jeszcze fundowała nam wszystkim nieoceniona w walce o neoliberalny kapitalizm „Gazeta Wyborcza” i jej akolici na samym początku. I odnieśli sukces. Polacy pokornie przyjęli te prawdy za własne. No to teraz nie ma co płakać.
Jaka wolność słowa? Gdzie? Kto ma o nią dbać?
Właściciele mediów? Dostarczyciele reklam bombowców, rakiet międzykontynentalnych i czołgów, których reklamy możemy znaleźć w największych pismach? Te reklamy są dla kogo? Dla czytelników, żeby sobie kupili F-35 i postawili w ogródku? Nie, to jest w istocie kupowanie sobie dziennikarzy jak pisklęta na targu, żeby pisali to, co trzeba z punktu widzenia wielkiego kapitału. W Lublinie stało się to samo, tylko w mniejszych proporcjach.
„Gazeta Wyborcza” brzmi nieco nieszczerze, kiedy piętnuje postępowanie kapitalisty w Lublinie. O toście walczyli przecież. Co zaś do niezależności, to dajcie spokój, po ostatnich chlipnięciach dotyczących zwiększenia podatku od reklam, lepiej byłoby zamilczeć.
Wolne media są wtedy, gdy ich właścicielami są sami dziennikarze, albo kiedy utrzymują się wyłącznie z pieniędzy, które płacą jego odbiorcy. Pewnie takie są. Ale nawet jeśli jeśli, to nie znaczą obecnie nic, i nie mają na nic realnego wpływu.
Mówiąc inaczej, w obecnym ustroju niezależne media są króliczkiem, za którym można gonić, ale tak, by go nie złapać.