6 listopada 2024

loader

Zawodowiec z goryczą w tle

Największą, masową popularność przyniosła Emilowi Karewiczowi rola hauptsturmfűhrera Hermana Brunnera w „Stawce większej niż życie”. Słowa hauptmanna Hansa Klossa: „Nie ze mną te numery, Brunner” weszły być może „na zawsze” do języka potocznego, jako jedna ze „skrzydlatych” fraz o zabarwieniu humorystycznym. Za tę rolę otrzymał Srebrną Maskę „Ekspresu Wieczornego” w 1968 roku.

Jednak oddawszy ten najbardziej banalny, ale i najbardziej oczywisty trybut zmarłemu 18 marca, w wieku 97 lat aktorowi (urodził się 13 marca 1923 roku w Wilnie) wypada w znacznie szerszej przestrzeni usytuować jego miejsce w historii polskiego aktorstwa, filmowego przede wszystkim. Gdy zastanawiamy się nad kategorią „prawdy” (lub jej braku), którą odznacza się gra aktorska, „prawdy”, a która jest przeciwieństwem „grania” i „sztuczności”, zapewne rzadko zastanawiamy się nad jej źródłami. I wtedy wchodzi w grę m.in. czynnik pokoleniowy.

Gorycz i swoista spokojna szorstkość, którą Emil Karewicz emanował w roli porucznika „Mądrego” w „Kanale” Andrzeja Wajdy (1956) czy „Warszawiaka” w „Bazie ludzi umarłych” Ewy i Czesława Petelskich (1959), a także w wielu innych rolach, była owocem jego dramatycznej, wojennej biografii. Kiedy w 1976 roku zobaczyłem Karewicza w roli starego Fausta w widowisku telewizyjnym Grzegorza Królikiewicza „Faust” J.W. Goethe, zauważyłem, że do goryczy doszło zmęczenie. Kilka lat temu, gdy w rozmowie z Królikiewiczem nawiązałem do tego spektaklu i zapytałem, dlaczego akurat Karewiczowi powierzył rolę Fausta, odpowiedział, że chodziło mu o Fausta gorzkiego i zmęczonego, a ten aktor, że swoją przeszłością żołnierza jednej z wileńskich brygad Armii Krajowej ową gorycz do roli wniósł. Nie udało mi się natrafić na potwierdzenie, że Karewicz istotnie należał do tej formacji, ale pewne jest że podczas II wojny światowej służył jako żołnierz w II Armii Wojska Polskiego. Jedno z drugim nie musiało się wykluczać.

Doświadczenie wojenne różnie wpływało na ludzi, bo każdy ma inną wrażliwość i osobowość. W psyche Emila Karewicza wyrzeźbiło ono właśnie tę prawdziwą gorycz (malującą się czasem na twarzy), którą na pewno pamięta wielu jego widzów. Skądinąd w rolach wojskowych był rzeczywiście uderzająco naturalny, tak jakby nikogo nie grał, jedynie odtwarzał z pamięci własne doświadczenie. Tak prawdziwy był w m.in. w rolach kapitana „Stańczyka” w „Dniu oczyszczenia” J. Passendorfera (1970), rotmistrza Sołtykiewicza w „Hubalu” Bohdana Poręby (1973), czy w rolach generałów Kutrzeby i Sosnkowskiego w innych produkcjach o tematyce historycznej. Zagrał nawet Stalina w telewizyjnym widowisku „Jałta 1945” R. Wionczka (1985).

Sam aktor, jak prawdziwy profesjonalista, kwestionował owe kryterium psychologicznej, opartej na własnym doświadczeniu prawdy. Gdy w rozmowie dla „Trybuny” w 2003 roku zapytałem go o wpływ jego doświadczeń na uprawiane przez niego aktorstwo i typ granych postaci, powiedział: „Daleko mi do takich postaw w rzeczywistości, w realnym życiu. Prawdziwa psychika aktora nie ma tu nic do rzeczy. Człowiekiem twardym, mocnym, ani zgorzkniałym się nie czuję. Jestem profesjonalistą, który może zagrać i kwiatek, i mleko, i złego, i dobrego człowieka. Zapewniam, że z Brunnerem w sensie charakteru nie mam nic wspólnego”. To słowa godne prawdziwego zawodowca, ale nikt nigdy nie jest w stanie, nawet aktor, całkowicie przejść do porządku dziennego nad własnymi doświadczeniami.

Po rolach w „Kanale” i „Bazie ludzi umarłych” zagrał rolę w najbardziej kasowym polskim filmie wszechczasów, w „Krzyżakach” Aleksandra Forda (1960). Jak sam powiedział, zagrany przez niego król Władysław Jagiełło był w tym filmie „postacią przede wszystkim dekoracyjną, monumentalną, jednowymiarową” i dodawał, że po latach, bogatszy o doświadczenie zawodowe zagrałby ją inaczej. Wydaje się jednak, że tego sposobu zbudowania tej postaci nie można mieć zarzutów. W filmie Forda Jagiełło nie miał być postacią opartą na psychologii, lecz – zgodnie z przyjętą poetyką – figurą poniekąd retoryczną, emanująca dostojeństwem, korelującą z wyraźnymi w nim nawiązaniami, także wizualnymi, do hieratycznej stylistyki sztuki średniowiecznej i do hieratycznych wyobrażeń o postaciach historycznych.

To, że potrafił być jednak także, w razie potrzeby i do pewnego stopnia, aktorem psychologicznym i „wcieleniowym”, udowodnił choćby rolą lekarza SS w „Świadectwie urodzenia” St. Różewicza (1961) czy Tomasza Łęckiego, ojca Izabeli w nakręconym przez R. Bera serialu „Lalka” wg Bolesława Prusa (1977), ale też charakterystycznym (komisarz policji Melonek w „Nikodemie Dyzmie” J. Rybkowskiego (1956), oficer śledczy AK w epizodzie „Eroice” A. Munka, 1959), czy szef kasiarzy Max w „Hallo Szpicbródka” J. Rzeszewskiego i M. Jahody (1978), czy wręcz komediowym (obandażowany gestapowiec komicznie zmagający się z wymową nazwiska „Brzęczyszczykiewicz” w „Jak rozpętałem II wojnę światową” T. Chmielewskiego (1969). Jego ostatnim udziałem w filmie była rola starszego o dwadzieścia lat Hermanna Brunnera w „Stawce większej niż śmierć” P. Vegi (2012), swobodnego pastiszu niektórych motywów serialu „Stawka większa niż życie”.

Debiutował w filmie w latach 1950 i 1951 epizodami w „Warszawskiej premierze” Jana Rybkowskiego i „Młodości Chopina” Aleksandra Forda. Nieco wcześniej pojawił się na scenie teatralnej, na wybrzeżu gdańskim, gdzie ukończył Studio Dramatyczne Iwo Galla. Tam, w 1947 roku, zadebiutował epizodem w „Medorze” Henryka Malina w reż. Wandy Jarszewskiej w Teatrze Aktorów Województwa Gdańskiego w Sopocie. Niektóre źródła jako debiut podają rolę Kelnera w „Klubie kawalerów” M. Bałuckiego (1948), a jeszcze inne nieokreślony datą udział w roli Małpy w spektaklu „Kwartet” I. Kryłowa w Teatrze Małym w Wilnie. Te rozbieżności faktograficzne są skądinąd znakiem czasów historycznego zamętu, w których przyszło rozpoczynać życie pokoleniu Emila Karewicza. Do 1949 roku występował w Teatrze „Wybrzeże” w Gdańsku. Od 1950 do 1962 roku – w teatrach im. S. Jaracza i Nowym w Łodzi. W latach 1963-1983 był aktorem scen warszawskich, kolejno: Ateneum, Ludowego, Nowego. Fakt, że zagrał m.in. role Pantalona w „Księżniczce Turandot” C. Gozziego, Liapkina-Tiapkina w „Rewizorze” M. Gogola, Spodka w „Śnie nocy letniej” W. Szekspira, Motylińskiego w „Klubie kawalerów” M. Bałuckiego, Jenialkiewicza w „Wielkim człowieku do małych interesów” A. Fredro, Łomowa w „Oświadczynach” A. Czechowa, czy Stomila w „Tangu” S. Mrożka – świadczy o tym, że jego aktorskie emploi było nie tylko dramatyczne (m.in. Oktawiusza Cezara w „Juliuszu Cezarze” W. Szekspira), ale także komediowe, jak również rodzajowe (Bryndas w „Krakowiakach i góralach” W. Bogusławskiego, Gospodarz i Ksiądz w „Weselu” St. Wyspiańskiego). Głównie jednak były to role drugoplanowe. Po raz ostatni zagrał na scenie żywej w 2005 roku, gościnnie grając Kalmitę w „Chłopcach” St. Grochowiaka na scenie Teatru Nowego w Łodzi. Jednak nie teatr wyniósł Karewicza do pierwszej ligi polskiego aktorstwa, a liczba ról zagranych przez niego na scenie, jak na 36 lat aktywności, była relatywnie, w stosunku do innych kolegów, niewysoka (66 ról). Ponad dwadzieścia ról zagrał w Teatrze Telewizji, m.in. Popowa w „Szóstym lipca” M. Szatrowa w reż. J. Krasowskiego (1965-debiut), Lennoxa w „Makbecie” W.Szekspira w reż. A. Wajdy (1969), kapitana MO w „Amerykańskiej gumie do żucia Pinky” J. Janickiego w reż. J. Słotwińskiego (1972), Sittenfelda w „Sprawie Ewy Evard” wg A. Struga w reż. A. Zakrzewskiego (1972) czy Edena w „Poczdamie” R. Frelka i W. Kowalskiego w reż. R. Wionczka (1972). Grał też epizody w serialach, m.in. w „Barwach szczęścia” (2017-2015) czy w „M jak miłość” (2000-2001). W 2004 roku odcisnął swoją dłoń w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

5 postulatów Lewicy na kryzys

Następny

Uciekanie przed złodziejem

Zostaw komentarz