8 listopada 2024

loader

Zemsta

W czasie gdy epidemia covid-19 odebrała wszystkim poczucie bezpieczeństwa, a wielu zdrowie i życie, w momencie gdy z trwogą wyczekujemy kolejnych komunikatów o nowych zakażeniach, zamkniętych oddziałach szpitalnych i odciętych od świata Domach Pomocy Społecznej, panujący w Polsce reżim zamiast skupić się na zdrowiu i życiu obywatelek i obywateli oraz ratowaniu zagrożonej rozpadem gospodarki, postanowił zemścić się na kobietach.

Jedynej jak dotąd grupie społecznej, której nie udało się odebrać reszty praw. Gdy cały świat zwija się z bólu, władza wprowadza pod obrady marginalizowanego, tabletowego sejmu projekt „Zatrzymaj aborcję”. Projekt pozbawiający przymusem polskie kobiety reszty wolności osobistej. Bo jeśli człowiekowi odbiera się możliwość decydowania o sobie samym w najbardziej intymnym obszarze decydowania o tym czy, ile i kiedy chce urodzić dziecko, to człowiek staje się niewolnikiem tych, którzy o nim decydują. Cyniczna pisowska władza wiedząc, że ustawowy nakaz urodzenia dziecka zgwałconej kobiecie albo dziewczynce i przymus rodzenia bez względu na to czy ciąża przebiega prawidłowo jej autorstwa mógłby odebrać część zwolenników, posługuje się tzw. projektem obywatelskim.

Pierwsza próba przegłosowania tego barbarzyństwa w poprzedniej kadencji sejmu wywołała wielotysięczne protesty kobiet rozumiejących, że muszą stawić opór, bo walczą o życie. Po prostu. Zagrożone życie własne, swoich córek i wnuczek. Hasło „Walczymy o życie, życie kobiet”, obywatelskie nieposłuszeństwo wzywających do oporu i zapowiadających „Nie składamy parasolek” zmusiło PiS do odwrotu. Chwilowego. PiS, jako fanatyczna grupa politycznych bandytów dobrze rozumie, że do pełnego podporządkowania sobie całego społeczeństwa zaczyna mu już brakować sił, a możliwości kupowania wyborców za pomocą transferów socjalnych się skończyły. Nadszedł więc czas wyjąć przemyślnie ukryty w czeluściach sejmowych komisyjnych szaf projekt firmowany przez osławioną fanatyczkę Kaję Godek. Po co? Z dwu powodów. Po pierwsze by skłonić do intensyfikacji współpracy zagniewany obecnie na władzę Kościół, a po drugie, by wziąć odwet za poprzednie niepowodzenie. Za to, że choć Kaczyńskiemu udało się zmarginalizować i wykorzystać dla utrzymania swoich rządów prawie wszystkie instytucje państwa, zniszczyć demokratyczne struktury i obyczaje, to grupa „słabych kobiet” skutecznie mu się sprzeciwiła. Kaczyński pamięta, że kiedy ogłosił, że „nie przekracza granic interwencji państwa w życie ludzi” wprowadzenie prawa nakazującego, by „nawet przypadki ciąż trudnych, gdy dziecko jest skazane na śmierć, zdeformowane, kończyły się porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię” – kobiety rzuciły mu w twarz – „Najpierw urodź, potem będziesz chrzcił”. Takiego despektu tyran nigdy nie zapomina.

Tak samo jak w 1993 roku ograniczając prawo do aborcji życiem, zdrowiem i poniżeniem godności kobiet władza zapłaciła Kościołowi za poparcie, teraz próbuje zachęcić Kościół do wspierania swoich rządów. Kościół się gniewa, bo restrykcje wprowadzone przez rząd z powodu koronawirusa pozbawiły go kasy. Brak wpływów z codziennej tacy, z wielkanocnych ślubów i chrztów jest przyjmowany przez część księży jako wymierzona w Kościół represja. Mało tego, część episkopatu dostrzegła w tym zagrożenie dla ekonomicznej potęgi Kościoła w Polsce. Niektórzy biskupi uznali, że pozostawanie wiernych w domach, a nawet o zgrozo „święcenie pokarmów” przez wiernych zamiast przez księży, może skłonić do myślenia, że pośrednictwo duchownych skompromitowanych pedofilskimi aferami i pospolitą chciwością stanie się i po zarazie zbędne. Więc Kościół na rząd się gniewa. A Kościół to filar podtrzymujący władzę PiS.
Bezrozumne okrucieństwo projektu firmowanego prze Kaję Godek przeraża i napawa obrzydzeniem. Bo grozę i wstręt musi budzić prawo, które nakazuje kobietom rodzić wtedy, gdy ciąża jest skutkiem kazirodztwa albo zbrodni gwałtu. Bo przerażenie w każdym czującym człowieku budzi prawo pozbawiające możliwości aborcji i zmuszanie kobiet do donoszenia ciąży, która musi się skończyć urodzeniem człowieka skazanego na śmierć. Poprzedzoną cierpieniem.

Kiedy w Szpitalu Bielańskim konało w bólu dziecko urodzone dlatego, że fanatyczny lekarz Bogdan Chazan okłamał matkę nie informując jej o wadzie letalnej płodu i w ten sposób kłamstwem zmusił oboje rodziców do przeżywania męki umierania dziecka, Polki i Polacy współczuli i płakali razem z nimi. Widać było, że cierpienie noworodka i ból nieszczęsnych rodziców skłoniły ludzi do refleksji. Jeśli nawet nie do uznania argumentów opartych na wiedzy medycznej, to przez współczucie dla matki i ojca bezradnie patrzących na tortury, które przechodziło dziecko, do przyjęcia jedynego sensownego rozwiązania „sporu o aborcję”. To rozwiązanie jest banalnie proste – jeśli nie chcesz aborcji, to jej nie rób. Jeśli bierzesz na swoje sumienie i własną odpowiedzialność decyzję o skazaniu twojego dziecka na cierpienie, prawo ci tego nie zabrania. Jeśli chcesz donosić ciążę z gwałtu i nie przeraża cię urodzenie dziecka zbrodniarza, prawo ci tego nie zabrania. Społeczeństwo zrozumiało tę prostą prawdę. Nawet jeśli większość ludzi niezdających sobie sprawy z tego, że prawo do aborcji już teraz jest w Polsce fikcją (tylko 10% szpitali wykonuje obowiązujące przepisy), nadal opowiada się za utrzymaniem obecnego stanu prawnego pozwalającego na terminację ciąży w 3 przypadkach: zagrożenia życia kobiety, wtedy gdy ciąża jest skutkiem przestępstwa oraz gdy badania prenatalne wykazują chorobę lub ciężką wadę płodu, to ogromna część Polek i Polaków chce liberalizacji i pozostawienia decyzji o urodzeniu lub nieurodzeniu dziecka kobietom. Za złagodzeniem restrykcyjnych przepisów w badaniu socjologicznym „Polityczny cynizm Polaków” z 2019 roku opowiedziało się 43 proc. wyborców i wyborczyń PiS, 68 proc. – Platformy Obywatelskiej i 75 proc. – Lewicy.

Społeczeństwo zrozumiało, ale pisowska władza, obrażony na opór kobiet despotyczny prezes nie chce zrozumieć. Chce zemsty i chce cierpienia kobiet. Dlatego tchórzliwie kryjąc się za restrykcjami uniemożliwiającymi uliczny protest, wyciąga z niebytu projekt „Zatrzymaj aborcję”. Czy sejm zdoła go odrzucić? Jeśli nie, bunt zniewolonych i poniżonych wybuchnie z siłą, o której władza i jej prezes jeszcze nie ma pojęcia.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Zaproszenie

Następny

Premierze, zamknij magazyny!

Zostaw komentarz