Mahir Emreli trafił do Legii Warszawa w lipcu ubiegłego roku z zespołu mistrza Azerbejdżanu Qarabagu Akdam. Warszawski klub zapłacił za 24-letniego napastnika ponad milion euro. Ale teraz może te pieniądze stracić.
Z niepotwierdzonych do końca informacji wynika, że Emreli po napaści pseudokibiców Legii na klubowy autokar wiozący zespół po przegranym ligowym meczu z Wisłą Płock, był jednym z najbardziej poszkodowanych piłkarzy i w dwóch ostatnich spotkaniach ligowym w ubiegłym roku już nie wystąpił. Ponoć zapowiedział szefom klubu, że po tym, co go spotkało, nie wyobraża sobie dalszych występów w warszawskim klubie. Poprosił o rozwiązanie kontraktu, ale jego prośba została odrzucona. Sięgnął więc po bardziej radykalne środki i złożył pozew przeciwko Legii, żądając w nim rozwiązania umowy z winy klubu oraz wypłacenia reszty zagwarantowanego w rocznym kontrakcie wynagrodzenia. Żądanie uzasadnił tym, że klub nie zapewnił mu należytej ochrony przed napaścią kibiców, a jako jej ofiara nie wyobraża sobie dalszej gry w barwach warszawskiego zespołu. Emreli nie stawił się na pierwszym treningu Legii w nowym roku, nie poleciał też z zespołem na przedsezonowe zgrupowanie w Dubaju.
Nie reaguje też na monity ze strony polskiego klubu, w których jest wzywany do wypełnienia zobowiązań kontraktowych i podjęcie treningów przed rundą wiosenną. Mało tego, reprezentant Azerbejdżanu eskaluje konflikt, bo pozywając klub wkracza na ścieżkę, z której już powrotu na Łazienkowską dla niego nie będzie. Ale dla „Wojskowych” to także nie jest dobre rozwiązanie, bo stracą niezłego w sumie zawodnika, który bardzo by im się przydał wiosną, gdy zespół będzie musiał walczyć o utrzymanie w ekstraklasie. W rundzie jesiennej Emreli był ważną postacią w zespole Legii – we wszystkich rozgrywkach strzelił 11 goli i zanotował dwie asysty.
Strata może okazać się podwójnie dotkliwa, bowiem wcale nie jest powiedziane, że ze starcia z azerskim piłkarzem na gruncie prawnym wyjdą zwycięsko. Raczej na pewno przegrają i będą musieli zapłacić.