Przed barażowym meczem Polska – Szwecja rywale biało-czerwonych wyszukiwali coraz to nowe argumenty przemawiające na korzyść Polaków. Zarzucili im nawet „brudną grę” przy rozprowadzaniu biletów. Ale w zakładach bukmacherskich przeważały kursy na zwycięstwo ekipy „Trzech Koron”. Zyskali jednak ci, którzy obstawili zwycięstwo reprezentacji Polski. Po golach Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego biało-czerwoni wygrali 2:0 i zagrają na mundialu w Katarze.
Sceptycyzm miłośników zakładów piłkarskich, z których każdy jest przecież znawcą tego sportu, ma historyczne uzasadnienie. Ze Szwedami reprezentacja Polska rozegrała przed wtorkową potyczką na Stadionie Śląskim 27 meczów, z których osiem wygrała, cztery zremisowała, a w 15 doznała porażek. Bilans bramkowy także miała wybitnie niekorzystny – 39:59. W wielkich turniejach biało-czerwoni potykali się z ekipą „Trzech Koron” dwukrotnie – w 1974 roku w drugiej rundzie mistrzostw świata w Niemczech legendarne „Orły Górskiego” wygrał 1:0, a Jan Tomaszewski obronił w tym meczu „jedenastkę” wykonywaną przez Staffana Tappera. Ubiegłoroczną potyczkę w fazie grupowej Euro 2020/21 wszyscy doskonale pamiętamy – nasz zespół przegrał 2:3 i odpadł z turnieju.
W miniony czwartek Szwedzi w półfinale naszej tzw. ścieżki barażowej pokonali Czechów po dogrywce 1:0. W tym samym czasie reprezentacja Polski rozgrywała towarzyskie spotkanie ze Szkocją. Porównanie występów drużyn szwedzkiej i polskiej nie dawało podstaw do uznania jednej z nich za stuprocentowego faworyta, bo prawdę mówiąc żadna nie pokazała futbolu godnego finalisty mistrzostw świata. Mimo to trener ekipy „Trzech Koron” Janne Andersson w wypowiedziach dla szwedzkich mediów twierdził, że to Polacy maja 90 procent szans na wywalczenie awansu. Ale po przyjeździe do Polski podczas poniedziałkowej konferencji prasowej zapewniał, że z tymi 90. procentami to tak sobie tylko zażartował, bo oczywiście wierzy, że jego zespół jest lepszy od polskiego i że to we wtorkowym meczu dobitnie udowodni. „Polacy mają wielu mocnych fizycznie piłkarzy, no i Roberta Lewandowskiego. To piłkarz na najwyższym światowym poziomie. Ale będziemy na niego uważać” – zapewniał Andersson. Szwedzi w swoich szeregach też mają jednak gwiazdę futbolu pierwszej wielkości.
40-letni Zlatan Ibrahimović w spotkaniu z Czechami nie mógł zagrać, bo pauzował za żółte kartki, ale w meczu z Polakami mógł zagrać. Andersson to zresztą zapowiedział. „Nie zagra od początku, ale pojawi się na boisku, choć nie powiem na jak długo. Zlatan to nasza mocna broń, ale niestety nie może wystąpić w całym meczu” – przyznał selekcjoner szwedzkiej reprezentacji. Nie omieszkał też wyrazić ubolewania z powodu niewielkiej liczby szwedzkich kibiców jaka miała zjawić się na Stadionie Śląskim. Z tego powodu w Szwecji zarzucono PZPN-owi „brudną grę” i działania niezgodne z fair play.
A jak było z tym naprawdę? Jeszcze przed półfinałem baraży PZPN złożył obu federacjom propozycję rezerwacji 2500 biletów. Czesi od razu odpowiedzieli, że są zainteresowani taką liczbą. Natomiast Szwedzi rozpoczęli zapisy wśród swoich kibiców. W ciemno chęć zakupienia wejściówek zadeklarowało jednak jedynie 250 osób. Gdy ekipa „Trzech Koron” wyeliminowała Czechów, szwedzka federacja upomniała się rzecz jasna o całą należna jej pulę biletów, ale PZPN nie mógł spełnić tego żądania, bo wolnych wejściówek już nie posiadał, albowiem przekazał je do sprzedaży. A polscy kibice błyskawicznie i w komplecie wykupili wszystkie dostępne bilety. Nie zniechęciła ich nawet drastyczna podwyżka cen. Jeszcze we wrześniu ub. roku na hitowe spotkanie z Anglią na Stadionie Narodowym w Warszawie najdroższa wejściówka kosztowała 160 złotych. A na mecz ze Szwecją na S Śląskim kosztowała już 80 złotych więcej. „Musimy dostosować ceny do rosnących kosztów, które ponosimy jako organizator. Wiem, że podwyżki cen zawsze bolą, ale mierzymy się z tym obecnie wszyscy, zresztą nie tylko w Polsce. Liczę, że reprezentacja swoją grą i wynikami sprawi kibicom radość” — tłumaczył pazerność futbolowej centrali jej prezes Cezary Kulesza. Trener Czesław Michniewicz i wybrani przez niego do gry ze Szwecją piłkarze spełnili ten warunek. Polski zespół nie rozegrał może pięknego dla oka meczu, ale wygrał w sposób bezdyskusyjny, bo tylko dzięki nieprawdopodobnym interwencjom swojego bramkarza goście wyjechali z Chorzowa z bagażem tylko dwóch straconych goli, a mogli przegrać nawet 0:5.
Ten mecz przejdzie do historii polskiego futbolu z kilku powodów – bo był to pierwszy awans naszej reprezentacji do mistrzostw świata wywalczony w barażu, bo Michniewicz był pierwszym trenerem kadry, który popłakał się na oczach wszystkich, bo wreszcie nasi piłkarze po po 48 latach przerwy pokonali Szwedów w meczu o stawkę.
Teraz czekają nas miesiące oczekiwania na rozpoczęcie mundialu w Katarze. Na sukces naszych piłkarzy w tym turnieju raczej nie powinniśmy się nastawiać, ale dla wielu z nich będzie to ostatni akord w ich reprezentacyjnej karierze, zatem tak do końca szans im odbierać chyba też nie powinniśmy. Jak to się mówi – co ma wisieć, nie utonie…
Polska – Szwecja 2:0
Gole: Robert Lewandowski (49 karny), Piotr Zieliński (72).
Polska: 1. Wojciech Szczęsny – 2. Matty Cash, 15. Kamil Glik, 5. Jan Bednarek, 18. Bartosz Bereszyński – 20. Piotr Zieliński (89, 7. Adam Buksa), 16. Krystian Bielik, 6. Jacek Góralski (46, 10. Grzegorz Krychowiak), 8. Jakub Moder, 17. Sebastian Szymański – 9. Robert Lewandowski.
Szwecja: 1. Robin Olsen – 2. Emil Krafth, 3. Victor Lindelöf, 4. Marcus Danielson (79, 11. Zlatan Ibrahimović), 6. Ludwig Augustinsson – 21. Dejan Kulusevski, 20. Kristoffer Olsson (80, 16. Jesper Karlsson), 13. Jesper Karlström (67, 19. Mattias Svanberg), 22. Robin Quaison (66, 17. Anthony Elanga), 10. Emil Forsberg – 9. Alexander Isak.
Żółte kartki: Góralski, Moder, Lewandowski, Bielik – Isak, Kulusevski.
Sędziował: Daniele Orsato (Włochy).
Widzów: 54 078.