Polscy lekkoatleci wygrali drużynowe mistrzostwa Europy, ale gdyby pokonali też zespół Rosji, ich sukces byłby bezsporny
Nasza lekkoatletyczna reprezentacja po raz pierwszy w historii wygrała Drużynowe Mistrzostwa Europy. W miniony weekend w Bydgoszczy Polacy zgromadzili 345 punktów. Drugą lokatę zajęli Niemcy (317,5 pkt), a trzecią Francja (316,5 pkt). Zwycięstwo biało-czerwonych miałoby jednak większą wartość, gdyby pokonali też Rosję.
Ekipa Rosji do niedawna była jedną z największych potęg „królowej sportu”. W wyniku wieloletniej już dyskwalifikacji ekipa rosyjskich lekkoatletów wypadła z europejskiej Superligi, a jeśli banicja potrwa dłużej, spadną w hierarchii na samo dno. W ośmiu wcześniejszych edycjach drużynowych mistrzostw Europy Rosjanie dzielili się zwycięstwami z reprezentacją Niemiec. Pod ich nieobecność rolę najgroźniejszego konkurenta niemieckiej drużyny przejęła Polska i na swoim terenie, w Bydgoszczy, w miniony weekend wygrała DME na poziomie Superligi. Rosyjska reprezentacja powinna w tym czasie walczyć o poprawienie podupadłych w wyniku dyskwalifikacji za dopingowy proceder rankingowych notowań w mistrzostwach lekkoatletycznej pierwszej ligi w norweskim Sandnes. Rosjanie byli gotowi wystartować w tych zawodach, ale IAAF wciąż odmawia im prawa do rywalizacji w pod własną flagą. Dwa lata temu nie mogli uczestniczyć w DME Superligi i zostali zdegradowani do pierwszej ligi, teraz spadną do drugiej ligi. Następne drużynowe mistrzostwa odbędą się za dwa lata, więc jeśli do tego czasu rosyjska federacja nie zostanie przywrócona w prawach członka IAAF, to Rosjanie znajdą się w gronie europejskich outsiderów w tym sporcie.
Czy ta sytuacja może ulec zmianie? Nie będzie to łatwe. Powołana przez IAAF izba nadzoru nad dopingową czystością w lekkiej atletyce (The Athletics Integrity Unit) na swoich listach lekkoatletów aktualnie wykluczonych za doping ma wpisanych 94 reprezentantów Rosji, w tym także trenerów. Inne nacje równie uwikłane w dopingowy proceder nie są tak licznie reprezentowane – Kenijczyków na listach AIU jest 43, Chińczyków 31, po kilkunastu mają Etiopczycy i Jamajczycy. Wzmożona kontrola działa na korzyść krajów, które trzymają dopingowiczów w ryzach, takich jak choćby Polska, która w spisach AIU ma tylko jedną osobę, biegaczkę maratońską Wiolettę Kryzę, przyłapaną jednak już dawno, bo w 2012 roku.
Wracając do Rosjan, to ich uporczywe starania o przywrócenie w prawach członka IAAF wciąż są niweczone przez kolejne wpadki. Brytyjskie media niedawno ujawniły, jak działacze rosyjskiej federacji lekkoatletycznej pomagali wicemistrzowi świata w skoku wzwyż z 2017 roku Daniłowi Łysenko w znalezieniu alibi, gdy nie stawił się na kontrolę antydopingową. Tego typu przypadki są świetnym pretekstem dla władz IAAF, żeby trzymać rosyjskich lekkoatletów poza nawiasem tego sportu. W czerwcu br. już po raz jedenasty propozycja zniesienia kary dla Rosjan została w głosowaniu odrzucona. Następne głosowanie w tej sprawie ma się odbyć 23 września, cztery dni przed lekkoatletycznymi mistrzostwami świata w Katarze.
Rosja nie jest jedynym krajem, któremu IAAF przestał pobłażać w sprawach niedozwolonego dopingu, ale bez wątpienia została potraktowano najbardziej surowo ze wszystkich. A to przecież światowa lekkoatletyczna potęga, która z każdych igrzysk, licząc od pierwszego startu pod flagą Rosji w 1996 roku, przywoziła średnio pięć złotych medali i zawsze plasowała się w pierwszej piątce klasyfikacji medalowej. Dopóki Rosja nie wróci do sportowej rodziny, sukcesy innych reprezentacji, czyli także naszej, zawsze będą kwestionowane.