W piątek odbędzie się wyborcze starcie o władzę w największym polskim związku sportowym. Najważniejszą potyczkę, o fotel prezesa PZPN, stoczą Zbigniew Boniek i Józef Wojciechowski. Do zwycięstwa potrzebne jest 50 procent wskazań plus jeden, czyli 60 głosów. 118 delegatów wybierze też wiceprezesów i członków zarządu.
Jeśli chodzi o elektorów wszystko już od dawna jest ustalone. Największą grupę delegatów, aż sześćdziesięciu, wystawią Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej, czyli tak zwany teren. Kolejne pięćdziesiąt mandatów rozdysponowano między kluby ekstraklasy (32) i I ligi (18). Pozostałe osiem głosów przypadło Stowarzyszeniu Trenerów Piłki Nożnej (trzy), środowiskom futbolu kobiecego i futsalu (po dwa) i Polskiemu Kolegium Sędziów (jeden). Głosowanie ma zostać przeprowadzone za pomocą tzw. elektronicznych urządzeń, ale sztab Wojciechowskiego kwestionuje uczciwość tej metody i zapowiada, że będzie domagał si tradycyjnego głosowania za pomoc kartek papieru wrzucanych do przezroczystej urny. Zmianie techniki głosowania jest możliwa o ile zechcę tego delegaci.
W pierwszej turze do wyborczego zwycięstwa potrzeba 50 procent głosów plus jeden, czyli dokładnie 60 głosów elektorskich. Zaraz po wyborze nowy prezes PZPN wskazuje kandydatów na trzech wiceprezesów – ds. organizacyjno-finansowych, szkoleniowych i zagranicznych, ale nie ma tu wielkiego pola manewru, bo musi wybrać spośród zgłoszonych już wcześniej i zatwierdzonych kandydatów do zarządu.
Później głosowane są kandydatury na wiceprezesów ds. piłkarstwa amatorskiego oraz ds. piłkarstwa profesjonalnego, członka zarządu z ramienia klubów ekstraklasy oraz członka zarządu reprezentującego 1. ligę. Na koniec delegaci wybierają pozostałych 10 członków zarządu. W wyborcze szranki zgłosiło się 27 osób.
Warto poznać ich nazwiska, bo ci ludzie przez najbliższe cztery lata będą współrządzić polskim futbolem. A zatem są to: Zbigniew Bartnik, Jan Bednarek, Jacek Bojarowski, Piotr Burlikowski, Wojciech Cygan, Tomasz Garbowski, Mieczysław Golba, Grzegorz Jaworski, Artur Kapelko, Adam Kaźmierczak, Marek Koźmiński, Henryk Kula, Cezary Kulesza, Zdzisław Łazarczyk, Mirosław Malinowski, Radosław Michalski, Tomasz Mikołajko, Mirosław Mosór, Ryszard Niemiec, Eugeniusz Nowak, Jacek Ochman, Andrzej Padewski, Martyna Pajączek, Dariusz Śledziewski, Jakub Tabisz, Paweł Wojtala i Paweł Żelem.
Obaj rywale pewni zwycięstwa
Faworytem piątkowego zjazdu w opinii mediów jest Zbigniew Boniek. Jeszcze kilka tygodni temu jego wybór wszyscy uważali za przesądzony, ale odkąd na placu boju pojawił się Józef Wojciechowski nawet Boniek stracił zwykłą pewność siebie. Nic dziwnego, rywal jest od niego bez porównania zamożniejszy, znacznie sprawniejszy w biznesie, ale co najważniejsze – nie ma nic do stracenia w razie porażki. W piłkarskim środowisku został dobrze zapamiętany z czasów gdy był właścicielem Polonii Warszawa, bo środowisko to kocha ludzi szastających pieniędzmi, a Wojciechowski, dopóki mógł sobie na to pozwolić, szastał nimi na lewo i prawo. Gdy w deweloperskim biznesie zaczął się kryzys, sprzedał swoje udziały w Polonii, ale – jak twierdzi – oddał klub bez długów i „trupów w szafie”, więc późniejszy upadek „Czarnych Koszul” nie jest jego winą.
Sztab wyborczy Wojciechowskiego, w którym pierwsze skrzypce grają Cezary Kucharski i Radosław Majdan, od kilku tygodni z tytanicznym wysiłkiem próbuje odbrązowić nie tylko zasługi Bońka, ale także jego postać, której kryształowy wizerunek pracowicie przez ostatnie cztery lata kształtował za pomocą kontrolowanych przez PZPN mediów. Ich zdaniem obecnemu prezesowi za jego kadencji tak naprawdę nic wielkiego nie udało się osiągnąć, oczywiście pomijając reprezentację Polski, choć nawet i to jest wątpliwe, bo wiadomo że w sukcesy biało-czerwonych są głównie zasługą Roberta Lewandowskiego. Poza tym Kucharski i Majdan wywlekli na światło dzienne stare wątpliwości co do miejsca zamieszkania Bońka i gdzie naprawdę płaci podatki oraz reklamowania przez niego zakazanej prawem w Polsce firmy bukmacherskiej. Tymi zarzutami raczej większej krzywdy konkurentowi nie zrobią, bo przecież większość ze 118 delegatów na zjazd była też delegatami cztery lata temu, a wtedy także rywale Bońka próbowali go utrącić przy pomocy tych zarzutów. Wtedy się nie udało, dlaczego teraz miałyby poskutkować?
Obaj kandydaci mocno wierzą w swój sukces. „Gdybym nie wierzył w zwycięstwo, nie podjąłbym się tego. Nigdy nie podejmuję się tego, w co nie wierzę” – zapewnia Wojciechowski. „Nie wykluczam, że mój oponent ma takie zdolności przekonywania, iż na sali wyborczej może okazać się zwycięzcą, choć trudno mi to sobie wyobrazić i mówię to z dużą dozą pokory. Moim biletem wizerunkowym, moim biletem jakości jest to, co zrobiliśmy przez cztery lata. To moja prywatna sprawa, gdzie płacę podatki. A jeśli chodzi o ustawę hazardową, nie jestem ani właścicielem, ani udziałowcem w żadnej firmie bukmacherskiej na świecie” – przypomina z kolei Boniek.
Oto komunikat, jaki rozesłał do mediów sztab wyborczy Wojciechowskiego: „Ostatnie sukcesy reprezentacji narodowej i indywidualne osiągnięcia polskich piłkarzy w zachodnich klubach to fasada, za którą PZPN chowa problemy toczące polski futbol. Prezes PZPN nie podejmuje na ten temat publicznej debaty, warto więc by wszyscy kibice poznali pełny obraz polskiego futbolu. To nie photoshop, to prawdziwy obraz polskiej piłki. Zdjęcia powstały tydzień temu, na stadionach, w klubach i w ośrodkach, które istnieją naprawdę. W ciągu ostatnich czterech lat aż 15 klubów upadło lub znalazło się na skraju bankructwa, szkolenie młodzieży leży, PZPN zarabia na szkoleniu trenerów zamiast dbać o ich rozwój. Boniek nie może dłużej udawać, że nie ponosi za to odpowiedzialności” – przekonują firmujący przekaz Cezary Kucharski i Radosław Majdan.
Wszystko już pozamiatane?
„Moja cisza w tej kampanii jest złotem. To, co niektórzy piszą, wymyślają, kombinują” – takimi słowami aktywność konkurencji skwitował na Twitterze Boniek. Ten popularny portal społecznościowy, pozwalający jego użytkownikom na komunikowanie się wyłącznie przy pomocy krótkich tekstów, stał się w ostatnim czasie królestwem prezesa PZPN. Tu nikomu nie przeszkadzają popełniane przez niego rażące błędy językowe, nie wyłączając ortograficznych. Gdy pan prezes potrzebuje wyrazić swoje poglądy na jakiś temat, wtedy łaskawie zgadza się na wywiad. Unika jednak dziennikarzy i redakcji, które wobec niego były, są lub potencjalnie krytycznie nastawionych. Nie ma ich w Polsce wiele, ale jednak wciąż są.
Łatwo je „namierzyć”, wystarczy tylko sprawdzać gdzie pojawiają się niewygodne dla Bońka relacje z toczącego się od ponad trzech lat procesu o niegospodarność w Widzewie Łódź. Ostatnio mnóstwo pikantnych faktów na temat Bońka podał zeznający w nim jako świadek Sylwester Cacek, były właściciel łódzkiego klubu, który odkupił go dekadę temu właśnie od obecnego prezesa PZPN. Cacek czuje się dzisiaj oszukany i daje temu wyraz: „Gdy już wszedłem w Widzew, zaczęły pojawiać się zobowiązania, o których przy podpisywaniu umowy inwestycyjnej nie miałem pojęcia, bo nie były one w tej umowie wyszczególnione. Nie miałem pojęcia, że w Widzewie są aż takie problemy, że są jakieś zaszłości, trupy w szafach i sprawy zamiatane pod dywan. Tę transakcję firmował Boniek, wiarygodna osoba, znana i szanowana w środowisku. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Zaufałem mu, ale potem życie to zweryfikowało. Przecież on miał wielką wiedzę o tym, co się dzieje w PZPN i co się szykuje. Zataił to przede mną. Miał świadomość, że zdegradowany klub będzie miał dużo mniejszą wartość, więc spieszył się, żeby mnie w to wciągnąć, zanim sprawy wyjdą na jaw. To oczywiste. Dostałem bilans Stowarzyszenia Widzew Łódź, stan na 31 grudnia 2006 roku. Nie ma w nim śladu po kwocie 5 mln zł jako zobowiązanie wobec Zbigniewa Bońka. Że niby tyle pożyczył klubowi. A ja tę kwotę, czyli 1,2 mln euro, mu spłacałem na numeryczne konto w Szwajcarii” – opowiada w wywiadach Cacek.
Boniek na łamach „Rzeczpospolitej” próbował się bronić: „Milion euro to tylko mała część pieniędzy, które przez trzy lata włożyłem w Widzew. Pan Cacek absolutnie nie negował tej kwoty. Jako że jest rezydentem Szwajcarii, spytał, czy mógłby mi przelać tę kwotę jako darowiznę na szwajcarskie konto. Dla mnie to bez znaczenia, czy zapłaciłby mi w Polsce, we Włoszech czy w Szwajcarii, bo i tak odprowadzam od tego podatki” – zapewniał.
Cacek zrewanżował sie błyskawicznie: „Pierwsze kłamstwo jest takie, że to nie była darowizna, ale zwrot kosztów poniesionych na Widzew. Od tego się płaci inne podatki. Drugie kłamstwo dotyczy tego, że według jego słów sam zaproponowałem mu przelew na szwajcarskie konto. A skąd niby miałem wiedzieć, że on ma konto w Szwajcarii? Nie miałem o tym pojęcia, dopóki nie podał mi numeru tego konta. Jeśli ktoś zakłada konto numeryczne, to ma przychody, których nie chce ujawniać światu” – zapewnia Sylwester Cacek.
Jego rewelacje raczej nie wpłyną na wynik piątkowych wyborów. Boniek do reelekcji potrzebuje tylko 60 głosów, a tyle mogą mu zapewnić sami tylko delegaci z tzw. terenu. Tak więc ewentualne zwycięstwo Wojciechowskiego będzie sensacją, a porażka Bońka klęska na miarę porażki wyborczej słynnego Mariana „Magnata” Dziurowicza, obalonego w 1999 roku dzięki misternej intrydze… Bońka.