Piłkarze ekstraklasy wracają do rywalizacji po trwającej ponad dwa miesiące przerwie. Wyraźnym faworytem jest walczący o historyczny tytuł lider Raków Częstochowa, który ma aż dziewięć punktów przewagi nad drugą Legią Warszawa. Ciekawiej zapowiada się walka o utrzymanie.
Obecny sezon piłkarski, z uwagi na listopadowo-grudniowy mundial w Katarze, jest wyjątkowy. W polskiej ekstraklasie przerwa trwała ponad dwa miesiące.
Poprzednią kolejkę (nr 17) rozegrano 13 listopada, a pięć dni później odbył się jeszcze zaległy mecz Lechii Gdańsk z Górnikiem Zabrze (2:1).
W efekcie przygotowania drużyn do rundy rewanżowej miały nietypowy przebieg. W wielu klubach były tak naprawdę dwa okresy przygotowawcze – pierwszy jeszcze w grudniu, a drugi – już ten „właściwy” – po przerwie świąteczno-noworocznej.
Przygotowywali się w Turcji
Nie zmienił się natomiast inny element zimowych przygotowań. Piłkarze tradycyjnie wyjeżdżali do cieplejszych krajów, zwłaszcza do Turcji, choć czasami mieli tam gorszą pogodę niż w Polsce, głównie z powodu intensywnych opadów deszczu.
Siła Rakowa
Przed sezonem wydawało się, że walka o tytuł będzie pasjonująca. Spore ambicje miały m.in. broniący tytułu Lech Poznań, tradycyjnie widziana w gronie faworytów Legia Warszawa, mocna kadrowo Pogoń Szczecin oraz wicemistrz Polski z dwóch poprzednich sezonów Raków Częstochowa.
Po 17 kolejkach wydaje się jednak, że wszystko jest jasne. Rundę jesienną zdominował Raków, prowadzony od prawie siedmiu lat przez Marka Papszuna. Częstochowski zespół zgromadził 41 punktów i o dziewięć wyprzedza Legię, a aż o 12 kolejne w tabeli zespoły – beniaminka Widzew Łódź i Pogoń. Trudno sobie wyobrazić, że znany z solidności Raków roztrwoni taką przewagę.
O jego sile świadczą też poszczególne wyniki, np. w 16. kolejce podopieczni Papszuna rozbili Wisłę Płock 7:1. A przecież „Nafciarze” byli rewelacją pierwszej części rundy jesiennej, dość długo prowadzili w tabeli, a obecnie zajmują piątą lokatę.
Po dwóch sezonach z wicemistrzostwem fani Rakowa liczą na pierwszy w historii tytuł. Bardzo blisko było już w 2022 roku, a teraz sukces jest na wyciągnięcie ręki. Żeby jeszcze bardziej sobie pomóc, ściągnięto zimą do Częstochowy obrońcę Adriana Gryszkiewicza z niemieckiego SC Paderborn (wcześniej grał w Górniku Zabrze) i brazylijskiego pomocnika Jeana Carlosa z Pogoni Szczecin.
Lech się rozkręci?
Zmienne nastroje przeżywali fani Lecha. Obrońcy tytułu, po niespodziewanym odejściu z funkcji trenera Macieja Skorży, rozpoczęli sezon bardzo słabo. W miarę upływu czasu spisywali się jednak coraz lepiej. Obecnie zajmują szóste miejsce (28 pkt) i mają do rozegrania zaległy mecz z Miedzią Legnica.
Ponadto poznaniacy wystąpią w fazie pucharowej Ligi Konferencji. To wprawdzie najniższy szczebel rozgrywek UEFA, ale trudno wybrzydzać, pamiętając lata porażek polskich drużyn na arenie międzynarodowej.
Droga do spadku
Na miejscach spadkowych – w tym sezonie najwyższą klasę opuszczą trzy drużyny – są Piast Gliwice z 16 punktami oraz beniaminkowie Korona Kielce – 13 i Miedź – 12.
Wiele innych drużyn też ogląda się za siebie. Np. 13. Jagiellonia Białystok ma tylko dwa punkty przewagi nad Piastem. Nawet w trzecim w tabeli Widzewie zachowują pokorę i podkreślają, że chcą najpierw zapewnić sobie utrzymanie, a dopiero potem myśleć o większych celach.
Mało transferów
Długa przerwa zimowa w ekstraklasie była – przynajmniej dotychczas – wyjątkowo spokojna na rynku transferowym. Są kluby, które nie sprowadziły do tej pory żadnego piłkarza, a wiele innych zaledwie jednego.
Polski futbol koncentrował się na mundialu w Katarze, a następnie na poszukiwaniach następcy Czesława Michniewicza. W cieniu tych wydarzeń najwięcej mówiło się o transferze Saida Hamulica. Ostatecznie Holender o bośniackich korzeniach, który w rundzie jesiennej zdobył dziewięć bramek i jest współliderem klasyfikacji strzelców (z Hiszpanem Davo z Wisły Płock), przeszedł ze Stali Mielec do francuskiego Toulouse FC.
Kwota transferu jest najwyższa w historii mieleckiego klubu, nieoficjalnie wynosi około dwa miliony euro. W jego miejsce Stal wypożyczyła z Piasta estońskiego napastnika Rauno Sappinena.
ZK/PAP