Tyson Fury w sobotni wieczór na oczach 90 tysięcy kibiców przybyłych na stadion Wembley obronił mistrzowski pas federacji WBC. Anglik w szóstej rundzie walki z Dillianem Whyte’m potężnym ciosem podbródkowym posłał rywala na deski.
Kibice boksu ekscytowali się tym pojedynkiem od miesięcy. Miało to być starcie dwóch wielkich brytyjskich pięściarzy: Fury’ego, aktualnego mistrza świata, niepokonanego na zawodowych ringach pogromcę m.in. Władimira Kliczki i Deontaya Wildera, z pretendentem, którego w przeszłości oskarżano o doping, ale pokonanego tylko przez Anthonego Joshuę oraz Rosjanina Aleksandra Powietkina, któremu w ubiegłym roku zrewanżował się nokautem za wcześniejszą porażkę. Do tych dwóch porażek w sobotę urodzony na Jamajce pięściarz musiał dopisać trzecią ringową klęskę, tym razem z rodakiem. Stawką sobotniej walki na stadionie Wembley w Londynie był pas federacji WBC należący do Fury’ego. Joshua znokautował Whyte’a w siódmej rundzie, Powietkin powalił go na deski w piątej, a Fury dokonał tej sztuki w szóstej. Mistrz kontrolował przebieg walki i konsekwentnie obijał swoimi ciosami korpus rywala, łatwo unikając jego uderzeń lub przyjmując je na rękawice. Dominacja Fury’ego rosła z każdą rundą, a w szóstej coraz wolniejszy i coraz mniej uważny w obronie Whyte’a dał się zaskoczyć inkasując potężny prawy podbródkowy i padł na deski jak rażony gromem. Sędzia natychmiast przerwał walkę i ogłosił wygraną Fury’ego przez nokaut.
Tak więc Tyson Fury obronił pas mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC, odnosząc 32 zwycięstwo w 33. pojedynku (na koncie ma też remis z Deontayem Wilderem). Ale tradycyjnie już Fury zarazo walce dał do zrozumienia, że była to być może jego ostatnia walka w karierze, bowiem nosi się z zamiarem definitywnego zawieszenia rękawic bokserskich na kołku. Ale ponieważ nie jest to pierwszy raz, gdy zapowiada zakończenie pięściarskiej kariery, kibice boksu w to nie wierzą i liczą, że Fury odejdzie dopiero po wielkim pojedynku z Anthonym Joshuą.