Maksymalna kwota zarobków piłkarza w Legii nie powinna być wyższa niż 500 tysięcy euro. Taki górny pułap ogłosił w mediach Dariusz Mioduski, prezes i właściciel warszawskiego klubu.
Mioduski zapewnia, że Legia nadal będzie płacić swoim piłkarzom godziwie. „Chcemy płacić dobrze, pewnie zawsze będziemy oferowali najwięcej w Polsce, ale nie może być sytuacji, w której wynagrodzenia jednego czy dwóch zawodników przerastają pensje wszystkich innych. Szczególnie, gdy nie są to absolutne supergwiazdy. Poza tym taki wysoki kontrakt, jaki ma u nas Artur Jędrzejczyk, to problem w negocjacjach z innymi zawodnikami, bo oni pytają, dlaczego zarabiają mniej, a my nie mamy argumentów, którymi moglibyśmy tę różnicę uzasadnić” – twierdzi Mioduski.
W zasadzie nie ma powodów krytykować tej nowej koncepcji. Zastanawia jednak jakim cudem akurat Jędrzejczyk wynegocjował taki suty kontrakt (800 tys. euro rocznie). Owszem, jest on reprezentantem Polski, ale to tylko boczny obrońca bez znaczącego wpływu na kreowanie gry zespołu. Jeszcze większe zdziwienie budzi wysokość kontraktu Nigeryjczyka Daniela Chukwu (700 tys. euro). Te dwa przykłady pokazują, że działacze piłkarscy mają lekką rękę do wydawania pieniędzy nawet w takim na wskroś prywatnym klubie, jakim jest Legia. Dlatego górne pułapy wynagrodzeń powinno się też wprowadzić w klubach żyjących z publicznych pieniędzy.