Polski tenisista Hubert hurkacz przegrał z Hiszpanem Pablo Carreno Bustą 6:3, 3:6, 3:6 w finale tenisowego turnieju ATP rangi Masters 1000 na twardych kortach w Montrealu (pula nagród 5,9 mln dolarów). To jego pierwsza porażka w szóstym w karierze pojedynku decydującym o tytule w singlu.
Wcześniej 25-letni wrocławianin wszystkie pięć finałów rozstrzygnął na swoją korzyść – w 2019 roku w Winston-Salem, w 2021 w Delray Beach i „tysięczniku” w Miami, a ponadto w poprzednim sezonie w hali we francuskim Metz i w czerwcu tego roku na trawie w Halle.
Początek finału to walka gem za gem z wyraźną przewagą serwujących. Decydujący moment pierwszej partii to szósty gem, w którym po kilku błędach Hiszpana Polak przełamał go i odskoczył na 4:2. W kolejnym poszedł za ciosem, choć z problemami, ale w newralgicznych sytuacjach sięgał po swoją najsilniejszą broń – serwis. Po jego uderzeniach piłka leciała z prędkością prawie 230 km/h.
Pierwszą partię podopieczny amerykańskiego trenera Craiga Boyntona wygrał 6:3 po 31 minutach gry, a zakończył ją – jakżeby inaczej – asem serwisowym, których w tej części meczu uzbierał już sześć.
Skoncentrowany, opanowany, dobrze poruszający się po korcie, chętnie biegający do siatki, gdzie robił użytek z dużego zasięgu ramion – taka wyglądała gra półfinalisty ubiegłorocznego Wimbledonu w pierwszym secie.
Nic zapowiadało, że już pierwszy jego gem serwisowy w drugiej partii przyniesie pochodzącemu z Gijon rywalowi pierwsze przełamanie w tym pojedynku, a po objęciu prowadzenia 3:0 zaciśniętą pięścią i bojowym okrzykiem da znać, że znalazł sposób na Polaka. I Carreno Busta pokazywał na korcie, że złapał właściwy rytm – skuteczniej serwował, grał swobodniej, z większym ryzykiem, za to z mniejszą liczbą błędów.
Hurkacz otrząsnął się z krótkiego letargu, ale seta już nie uratował, głównie dlatego, że nie pozwolił na to skutecznie grający i wyraźnie rozochocony osiągniętą przewagą przeciwnik. 6:3 dla Hiszpana i tenisistę z Wrocławia czekał piąty już w Montrealu trzysetowy mecz.
W pierwszych fragmentach decydującej odsłony nieco lepsze wrażenie sprawiał Carreno Busta, a Polak podjął kilka złych decyzji i był mniej precyzyjny. Po takim nieudanym zagraniu, gdy debiutujący w finale imprezy rangi Masters 1000 Hiszpan zyskał break pointa, z ust Hurkacza wydobyło się głośne „nooo”. Trener Boynton uspokajał go i tłumaczył, że jeszcze nic strasznego się nie stało, ale za moment piłka po zepsutym skrócie jego zawodnika wylądowała w siatce, a rakieta… na korcie.
Brązowy medalista igrzysk w Tokio za chwilę „poprawił” na 3:1, a Polak wyglądał na nieco poirytowanego takim obrotem sprawy. To wrażenie wzmogło się po pierwszej akcji szóstego gema, prawdopodobnie najbardziej widowiskowej nie tylko w tym starciu, ale i całym turnieju. Hiszpan w beznadziejnej sytuacji przebił piłkę spod trybun będąc tyłem do kortu, a później zakończył akcję i zdobył punkt po równie efektownej wymianie zagrań przy siatce. Publiczność nagrodziła zawodników owacją na stojąco, ale to dwukrotny półfinalista US Open wyszedł z tej sytuacji z zastrzykiem energii, którą spożytkował na utrzymanie prowadzenia (4:2).
„Nie rozpamiętuj pojedynczego punktu, skup się na następnym” – podpowiadał Hurkaczowi jego szkoleniowiec.
Rozpędzony Carreno Busta nie pozwolił jednak, by stała mu się krzywda. Pewnie serwował, nie mylił się z głębi kortu, kontrolował sytuację, a w dziewiątym gemie jeszcze raz przełamał Hurkacza i przypieczętował największe zwycięstwo w karierze po 105 minutach gry.
Polak posłał, podobnie jak w półfinale z Norwegiem Ruudem, 18 asów i popełnił trzy podwójne błędy, ale wygrał tylko 30 proc. wymian po swoim drugim podaniu. Przeciwnik odnotował jedynie cztery asy, ale w decydujących fragmentach spotkania robił lepszy użytek z serwisu.
Hurkacz miał dodatni bilans uderzeń wygrywających do niewymuszonych błędów 31-24, ale u zwycięzcy ten element statystyczny wyglądał jeszcze lepiej: 25-10.
Wrocławianin z sześć lat starszym rywalem zmierzył się po raz czwarty i doznał trzeciej porażki. Pierwszy raz spotkali się, gdy Hurkacz miał 18 lat, a Carreno Busta był najwyżej rozstawionym tenisistą w challangerze ATP w Szczecinie i zwyciężył w trzech setach. Przed rokiem Hiszpan wygrał, także w trzech setach, w 1/8 finału w Cincinnati, a Polak był górą w dwóch we wrześniu w finale halowych zawodów w Metz.
Awans do finału oznacza, że Hurkacz otrzyma 600 punktów do rankingu światowego i pół miliona dolarów premii. Zwycięzca może liczyć na 1000 pkt i 915 tys. USD nagrody finansowej.
Polak pozostanie na 10. miejscu w rankingu światowym, a triumfator, który wygrał siódmy turniej w karierze, lecz pierwszy w tym roku i pierwszy tej rangi, awansuje z 23. na 14. pozycję.
To jednocześnie pierwszy nierozstawiony mistrz rozgrywanego na przemian w Montrealu i Toronto Canada Open od 2002 roku, gdy najlepszy okazał się Argentyńczyk Guillermo Canas.
Hurkacz w Montrealu wystąpił również w deblu – wspólnie z Janem Zielińskim dotarli do półfinału.
W tym tygodniu Polaka czeka występ w kolejnym „tysięczniku” w Cincinnati. Tam też będzie rozstawiony z numerem ósmym i rozpocznie zmagania od 2. rundy. Jego przeciwnikiem będzie Amerykanin Johna Isnera, jednocześnie partner deblowy w tych zawodach. Będzie to ostatni sprawdzian przed ruszającym 29 sierpnia wielkoszlemowym US Open w Nowym Jorku.
Wynik finału:
Pablo Carreno Busta (Hiszpania) – Hubert Hurkacz (Polska, 8) 3:6, 6:3, 6:3.
bnn/pap