Niespełna pół roku temu transfer Bartosza Kapustki do mistrza Anglii Leicester City uznawano w Polsce za sukces byłego piłkarza Cracovii. Dzisiaj coraz częściej słychać głosy, że to była pomyłka. Tylko czy na pewno Kapustki?
Młody piłkarz, który ma za sobą występy w czerwcowych finałach mistrzostw Europy we Francji, nie powąchał jeszcze trawy w Premier League. Trener Leicester City Claudio Ranieri od czasu do czasu wypowiada kilka ciepłych słów pod adresem Kapustki. „Coraz trudniej przychodzi mi mówienie mu, że znów musi zagrać w drużynie młodzieżowej, ponieważ widzę że na treningach jest wciąż lepszy, lepszy, lepszy” – ostatnio powiedział tak o naszym piłkarzu na początku grudnia. Za każdym razem jednak te pochwały opatruje autorytatywnymi stwierdzeniami, że 20-letni Polak, choć niewątpliwie utalentowany, wciąż jeszcze nie nadaje się do twardej i wymagającej żelaznej kondycji, atletyzmu oraz zaangażowania w grze angielskiej ligi. Włoski szkoleniowiec jakoś nigdy nie wyjaśnił, że skoro tak, to po co w ogóle zgodził się na sprowadzenie tego gracza do Leicester. I to za 5,5 mln euro, więc wcale nie tak mało nawet jak na angielskie standardy.
Kapustka znalazł się więc w patowej dla siebie sytuacji. Ranieri najwyraźniej traktuje go jako inwestycję Leicester City na przyszłość, a nie musi się z niczym spieszyć, bo Polak podpisał pięcioletni kontrakt. Włoski szkoleniowiec znany jest też z tego, że przywiązuje się do zawodników i swoich koncepcji taktycznych. Obecna pozycja zespołu „Lisów” w Premier League jest tego najlepszym dowodem. Broniąca mistrzowskiego tytułu ekipa Ranieriego nic nie zmieniła w swoim stylu gry i w tym sezonie już w Anglii nikogo nie potrafi zaskoczyć. W Lidze Mistrzów jeszcze się to udało, ale już w 1/8 finału w potyczce z FC Sevilla Leicester raczej nie podskoczy.
Dla Kapustki, który teraz kisi się w rezerwach „Lisów”, najlepszym wyjściem byłoby wypożyczenie do innego klubu, ale na przeszkodzie stoją przepisy zabraniające piłkarzom w jednym sezonie występowania w trzech klubach. Mógłby na rundę wiosenną wrócić do poprzedniego zespołu, czyli Cracovii, ale pewnie w takiej sytuacji krakowski klub musiałby zrezygnować z części wyszarpanej w twardych negocjacjach z Leicester kwoty transferowej. Na taki wariant Kapustka raczej nie ma co liczyć, bo chociaż bez wątpienia jest piłkarzem utalentowanym, to jednak nie jest graczem zdolnym w pojedynkę wygrywać mecze. A tylko taki „cudotwórca” jest w tej chwili poważnie zagrożonej degradacją Cracovii potrzebny.
Trudno powiedzieć jak potoczą się dalsze losy Bartosza Kapustki. Ludzie, którym zaufał, wpędzili go na manowce, a lepsi gracze od niego łamali sobie na takich przeszkodach kariery. Miejmy nadzieję, że on jednak sobie poradzi.