Powiększa się przewaga Lechii Gdańsk, Jagiellonii Białystok, Lecha Poznań i Legii Warszawa nad resztą zespołów ekstraklasy. Wygląda na to, że ten kwartet stoczy między sobą walkę o mistrzostwo Polski. Na razie każdy z tych zespołów ma wciąż takie same szanse na zdobycie tytułu.
Hitem 24. kolejki był rzecz jasna mecz w Poznaniu. Lech przez spotkaniem z Lechią w każdym z trzech rozegranych meczach ligowych oraz jednym w Pucharze Polski strzelał po trzy gole nie tracąc żadnego, nic zatem dziwnego, że frekwencja na trybunach stadionu przy Bułgarskiej była najlepsza całej kolejce. Jeszcze dwa dni przed spotkaniem Lech informował, że około 20 tysięcy kibiców ma wejściówki, ale ostatecznie na trybunach Inea Stadion zasiadło 31 281 widzów. To drugi najlepszy wynik frekwencyjny w tym sezonie. Najwięcej kibiców pojawiło się na meczu Lecha z Arką Gdynia 39 539, tylko że wtedy organizatorzy wpuścili na mecz za darmo 18 tysięcy dzieci i młodzieży szkolnej.
Nerwy puszczały wszystkim
Stawka spotkania wywołała wielką nerwowość w zawodnikach i trenerach. Na boisku iskrzyło niemal od pierwszej akcji i atmosfera gęstniała z każdą minutą. Zwłaszcza, że sędziujący mecz Szymon Marciniak, jak ma to w zwyczaju, też chciał być ważnym aktorem tego widowiska. Tuż po zakończeniu pierwszej połowy między schodzącymi do szatni piłkarzami doszło do przepychanek, w których aktywnie uczestniczyli też trenerzy, a szczególnie słynący z temperamentu szkoleniowiec poznaniaków Nenad Bjelica. Marciniak nie patyczkował się z chorwackim trenerem i odesłał go na trybuny. Nasz eksportowy arbiter w drugiej połowie miał przez to jeszcze więcej pracy. Zanim zaczął sięgać po kartki, gracze „Kolejorza” kilka razy groźnie zaatakowali, strzelał na bramkę Lechii Abdul Aziz Tetteh, a Radosław Majewski trafił nawet do siatki, ale ze spalonego. Rozgrywający Lecha nie zraził się tym i w 70. minucie ponownie pokonał bramkarza gdańszczan Dusana Kuciaka, zapewniając swojej drużynie cenne zwycięstwo.
W ostatnim kwadransie niektórym piłkarzom zabrakło jednak chłodnej głowy i zdrowego rozsądku. Najpierw Kuświk w ciągu zaledwie dwóch minut „zarobił” dwie żółte kartki i przedwcześnie udał się do szatni. Chwilę później powędrował za nim Peszko, który łokciem uderzył Tomasza Kędziorę. Nerwowo nie wytrzymał też rezerwowy bramkarz gości Milinkovic-Savic i on również ujrzał czerwony kartonik. Osłabiona Lechia nie rezygnowała ze zmiany wyniku i w końcówce nawet Duszan Kuciak pobiegł w pole karne rywala. Nic to nie dało i gdańszczanie wyjechali z Bułgarskiej na tarczy. Ich porażka pozwoliła ekipom Jagiellonii, Legii i oczywiście Lecha na zmniejszenie straty do lidera.
Sędziowie na cenzurowanym
Po 24. kolejce znów wiele cierpkich słów usłyszeli arbitrzy, ale trudno się temu dziwić skoro aż w czterech spotkaniach rozjemcom przydarzyły się skandaliczne pomyłki. Paweł Raczkowski wypaczył wynik meczu Korony Kielce z broniącym się rozpaczliwie przed degradacją Górnikiem Łęczna. W 93. minucie przy stanie 1:1 arbiter z Warszawy dał się nabrać na symulowany przez napastnika kieleckiej drużyny Ilie Micanskiego faul i podyktował rzut karny dla gospodarzy, który na zwycięską bramkę zamienił Jacek Kieb. Nie popisał się też bezstronnością sędzia z Kluczborka Jarosław Przybył, który w spotkaniu Zagłębia z Legią uznał dwie bramki zdobyte przez „Wojskowych” ze spalonego, natomiast przy dwóch golach strzelonych przez „Miedziowych” wychwycił spalonego bezbłędnie.
Skompromitował się też lubelski arbiter Paweł Gil, który nie uznał prawidłowo zdobytej przez piłkarza Cracovii Marcina Budzińskiego bramki. Po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki i spadła za linie bramkową, czego nie zauważył jednak nie tylko Gil, ale także jego asystent na linii.
Jeszcze bardziej zdumiewającą pomyłkę popełnił sędzia Krzysztof Jakubik z Siedlec, który nie zauważył zagrania piłki ręką w polu karnym Bruk-Betu Niecieczy przez obrońcę tej drużyny Vladislavsa Gutkovskisa. Powinien podyktować za to rzut karny dla Ruchu Chorzów, ale z sobie tylko wiadomego powodu tego nie zrobił i tylko dzięki temu „Słoniki” z Niecieczy uratowały remis.
Szef Kolegium Sędziów Zbigniew Przesmycki nie miał jednak do swoich podwładnych pretensji. ”Ta kolejka była trudna dla sędziów. Mieli dużo pracy, ale jeżeli popatrzy się na całość, ogólnie jestem zadowolony” – stwierdził w jednej z wypowiedzi.
Kibice stawiali warunki
W Szczecinie za to nastroje były fatalne. Po dwóch porażkach z Lechem (po 0:3) sektor najwierniejszych fanów „Portowców” podczas kończącego 24. kolejkę poniedziałkowego meczu z Wisłą Płock pozostał pusty. Kibice wywiesili jednak na ogrodzeniu baner wyjaśniający piłkarzom ich nieobecność: „Brak ambicji = brak dopingu”. Po meczu z „Nafciarzami” ich wrogie nastawienie raczej się nie zmieni. Nic też nie zapowiada końca bojkotu fanów Górnika Łęczna, którzy omijają szerokim łukiem stadion w Lublinie, gdzie swoje mecze rozgrywa w tym sezonie ich drużyna. Outsider ekstraklasy ma przez to najgorszą frekwencję w lidze.