Remis z Górnikiem Łęczna zepchnął Lecha Poznań z pozycji wicelidera ekstraklasy. Na miejsce „Kolejorza” wskoczyła Legia Warszawa, która w Gdańsku ograła Lechię 2:1. Na czele tabeli mimo remisu 0:0 z Pogonią utrzymała się Jagiellonia Białystok. Ale nad czwartą Lechią ma dwa punkty przewagi, a nad Legią i Lechem tylko jeden.
Władze zarządzającej rozgrywkami spółki Ekstraklasa SA triumfalnie ogłosiły, że 26. kolejka była rekordowa pod względem frekwencji. Liczby faktycznie są imponujące: średnia z ośmiu spotkań wyniosła 14 080 widzów, a łącznie w miniony weekend na trybunach ośmiu stadionów ekstraklasy zasiadło 112 640 kibiców. Ta rekordowa frekwencja jest jednak w głównej mierze zasługą fanów futbolu w Poznaniu i Gdańsku.
Rekordowa frekwencja
Mecz Lecha z Górnikiem Łęczna obejrzało 40 324 widzów i był to najlepszy wynik w tej kolejce. Niewiele mniejsza była też frekwencja na stadionie Lechii, na którym pojawiło się 37 220 osób, najwięcej na Energa Stadion Gdańsk w obecnym sezonie. Na sześciu pozostałych obiektach takiego frekwencyjnego szału już jednak nie było.
Na stadionie krakowskiej Wisły, mogącym pomieścić ponad 30 tysięcy kibiców, na mecz z imienniczką z Płocka wybrało się niewiele ponad 12 tysięcy osób. Daleko od kompletu publiczności było też w Kielcach, gdzie mecz Korony z Cracovią obejrzało niespełna 6,5 tys. widzów, czyli więcej niż połowa miejsc na kieleckim stadionie pozostała pusta.
Tylko w jednej trzeciej zapełniły się trybuny pięknego obiektu w Lubinie, jakby miejscowi fani przeczuwali, że Zagłębie przegra z szalejącą wiosną drużyną Ruchu Chorzów.
Zadziwiająco słaba była natomiast frekwencja w Szczecinie, gdzie na mecz Pogoni z liderem ekstraklasy Jagiellonia pofatygowało się zaledwie 3,5 tysiąca kibiców. Stadion „Portowców” nadal czeka na modernizację, ale nawet teraz jest w stanie pomieścić 14 tysięcy widzów. Trudno uwierzyć, ale mecz Pogoni z Jagiellonią miał najmniej liczną widownię w tej kolejce.
Pod tym względem lepiej było w liczących znacznie mniej mieszkańców Gliwicach (spotkanie Piasta z Arką obejrzało tam na dziesięciotysięcznym obiekcie 4154 osoby), a nawet w zamieszkałej przez 700 osób Niecieczy, gdzie na meczu Bruk-Betu Termaliki było 3526 widzów.
Rozczarowanie w Poznaniu
Lech w niedzielę świętował swoje 95. urodziny – na trybunach zjawiło się ponad 40 tys. widzów, którzy jednak nie mieli powodów do radości. Jakby nie patrzeć, w jakimś stopniu było też święto Przemysława Pitrego i Pawła Sasina, bo oni też zapisali się w historii Lecha Poznań. Pierwszy grał tu w latach 2006-2008 (69 spotkań, 12 goli), drugi – w latach 2004-2005 (61 spotkań, 1 gol). Z obecnej kadry Górnika w „Kolejorzu” występowali także Szymon Drewniak, Grzegorz Piesio i Vojo Ubiparip, z Wielkopolski pochodzą Bartosz Śpiączka i Sergiusz Prusak, który deklaruje się nawet kibicem Lecha. No i nie można też zapominać o trenerze Franciszku Smudzie, który w latach 2006-2009 był szkoleniowcem zespołu „Kolejorza”.
I ta właśnie grupa wywalczyła na Bułgarskiej remis, zdobywając dla Górnika Łęczna pierwszy punkt w ekstraklasie na poznańskim stadionie. Nie da się ukryć, że outsider rozgrywek popsuł gospodarzom zabawę. Bezbramkowy remis jest Wynikiem sensacyjnym, bo przecież Lech w tym roku wygrywał mecze różnicą trzech goli, w przypadku zwycięstwa mógł zostać liderem, a ponadto świętował tego dnia jubileusz 95-lecia istnienia.
Ponad 40 tysięcy kibiców przeżyło ogromne rozczarowanie, bo spodziewali się gradu goli, a nie zobaczyli ani jednego. Strata punktów nie przekreśla jeszcze rzecz jasna szans lechitów na mistrzowski tytuł, ale teraz może im być już trudniej ogrywać kolejnych rywali, bo skoro nie dał im się najsłabszy w lidze Górnik, to teraz i inne drużyny będą z nimi walczyć z większą wiarą w powodzenie.
W Legii czekają na zmiany
Konflikt właścicielski w Legii Warszawa oficjalnie ma zostać zakończony w najbliższy czwartek, ale „Puls Biznesu” podał, że sprawa został przesądzona już 13 marca, bo tego dnia ponoć zwaśnione strony podpisały stosowne dokumenty. Zwycięzcą sporu został Dariusz Mioduski, który od 22 marca będzie kontrolował sto procent akcji Legii. Posiadający po dwadzieścia procent akcji Dariusz Leśnodorski i Maciej Wandzel odsprzedali swoje udziały za łączną kwotę 50 mln złotych.
Z wyciekających z Łazienkowskiej plotek można wnosić, że z Legią definitywnie pożegna się tylko Wandzel, natomiast Leśnodorski pozostanie w klubie jako członek rady nadzorczej. Jego miejsce na fotelu prezesa zarządu prawdopodobnie zajmie sam Mioduski, ale nawet jeśli powierzy to stanowisko komuś innemu, na pewno zachowa decydujący głos w najważniejszych sprawach. A że dał już nieoficjalnie do zrozumienia, że do końca sezonu nie planuje żadnych poważnych zmian kadrowych, gorąca ostatnio atmosfera na Łazienkowskiej powinna ulec ochłodzeniu, bo to jest klimat bardziej sprzyjający walczącemu o mistrzostwo zespołowi.