Warszawski zespół przegrał w Champions Legaue trzeci mecz z rzędu, ulegając tym razem Realowi Madryt. Klęska była do przewidzenia, ale chyba spodziewano się większego pogromu, bo 1:5 uznano tu i ówdzie za… sukces Legii.
Po wtorkowym meczu, w którym podopieczni Zinedine’a Zidane’a ograli Legię bez większych problemów 5:1, w mediach zdecydowanie więcej miejsca poświęcono skandalicznemu zachowaniu kibiców warszawskiej drużyny na ulicach Madrytu. Hiszpańska policja zatrzymała łącznie trzynastu kibiców Legii Warszawa. Większość z nich została aresztowana w związku z udziałem w zamieszkach pod stadionem Santiago Bernabeu. Są oni oskarżeni o czynną napaść na funkcjonariuszy madryckiej. Dziewięciu z nich wyszło na wolność, ale odebrano im paszporty i będą musieli pozostać w Hiszpanii do rozprawy przed sądem. Czterech kolejnych wciąż siedzi w areszcie.
Warszawski klub odciął się od tych pseudofanów i zapowiedział, że odbierze organizacjom kibicowskim możliwość organizowania zbiorowych wyjazdów na kolejne mecze. Ale już władze Borussii Dortmund zapowiedziały, że na swoim stadionie nie chcą widzieć przybyszy z Warszawy, zaś Real Madryt wysłał do UEFA formalna skargę. Nic dziwnego, że działacze Legii spodziewali się kolejnych sankcji i w oficjalnych wypowiedziach nie wykluczali nawet najbardziej drastycznej, czyli wykluczenia zespołu z obecnej edycji Champions League.
Trzeba uczciwie przyznać, że ze sportowego punktu widzenia taka kara pozwoliłaby legionistom uniknąć totalnej kompromitacji, bo już na półmetku rozgrywek są najsłabszym uczestnikiem Ligi Mistrzów w liczonej od sezonu 1992-1993 historii tych elitarnych rozgrywek. Mają gorszy bilans od dotychczasowych outsiderów tej klasyfikacji, Anderlechtu Bruksela (w sezonie 2013/2014) i Spartaka Moskwa (2002/2003), które na tym samym etapie rywalizacji miały na koncie trzy porażki, a bilans bramkowy 0:10. Warszawianie w trzech przegranych spotkaniach stracili tymczasem 13 bramek. Strzelony przez Miroslava Radovicia z karnego gol w meczu z Realem niczego w tej ocenie nie zmienia, bo po stronie strat Legia z dwunastoma bramkami na minusie jest jednak zdecydowanie najgorsza.
Oczywiście legioniści mogą się pocieszać, że dzięki trafieniu Radovicia przynajmniej nie podzielą smutnego losu zespołów Deportivo La Coruna i Maccabi Hajfa, które zakończyły udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów bez zdobycia choćby jednej bramki, ale mając w perspektywie rewanżowe potyczki u siebie z Realem i Sportingiem oraz wyjazd do Dortmundu, wciąż im grozi pobicie niechlubnego rekordu białoruskiego zespou BATE Borysów, który w sześciu spotkaniach stracił aż 24 gole.
Z taką grą, jaką Legia pokazała na Santiago Bernabeu, zwłaszcza w defensywie, strata jedenastu goli jest jak najbardziej możliwa. Tak więc z tego punktu widzenia dyskwalifikacja nie byłaby dramatem, bo trzy walkowery to jednak tylko dziewięć goli „w plecy”.