9 listopada 2024

loader

Legia w impasie

Po raz drugi w obecnym sezonie Lotto Ekstraklasy pojawiła się wątpliwość, czy Legia Warszawa zdoła obronić mistrzowski tytuł. Po przeprowadzonej zimą przez jej działaczy wyprzedaży kluczowych graczy drużyna straciła rozmach z końcówki jesiennej rundy. W trzech tegorocznych meczach ligowych „Wojskowi” zdobyli tylko cztery punkty.

Doliczając oba mecze w Lidze Europy z Ajaksem Amsterdam (0:0 i 0:1), to z pięciu rozegranych w tym roku spotkań o stawkę legioniści wygrali tylko jedno – w 21. kolejce na wyjeździe z Arką Gdynia (1:0). W czterech kolejnych potkaniach zaliczyli u siebie porażkę z Ruchem Chorzów (0:3) oraz remisy z Ajaksem i Bruk-Betem Termalicą Nieciecza (1:1) i wyjazdową porażkę w rewanżu z Ajaksem. Te wyniki pokazują, że po zimowych zmianach w kadrze warszawski zespół nie jest już taki groźny w ofensywie jak był w końcówce rundy jesiennej.

Słabość po Ajaksie

Na zwycięstwo podopiecznych trenera Jacka Magiery w niedzielnym meczu z Bruk-Betem Termalicą mogli więc liczyć jedynie niepoprawni optymiści, bo przecież tydzień wcześniej po czwartkowej batalii w Lidze Europy z Ajaksem legioniści przegrali trzy dni później z Ruchem, należało się zatem spodziewać, że w starciu z mocniejszą od chorzowskiej drużyną z Niecieczy będzie podobnie. Tym bardziej, że legioniści jeszcze nigdy w historii z nie wygrali z Bruk-Betem.
I tak też się stało. Stołeczny zespół zagrał słabo, nie trzymał dyscypliny taktycznej. Przed bramką strzeżoną przez Arkadiusza Malarza legioniści nie potrafili stworzyć solidnej zapory dla napastników przeciwnej drużyny i ekipa z Niecieczy już po pierwszym kwadransie powinna prowadzić co najmniej 2:0. W końcu Malarza pokonał Samuel Stefanik, który wykorzystał kompromitującą serię błędów defensorów Legii. Co prawda „Wojskowym” udało się dość szybko wyrównać po przypadkowym golu Miroslava Radovicia, ale gdyby goście nie cofnęli się na własną połowę w drugiej połowie spotkania, mogliby wrócić do Niecieczy z kompletem punktów.
Kibice Legii zdegustowani kiepską grą swoich pupili pożegnali ich gwizdami. Zespół Magiery w meczu z Bruk-Betem niepokojąco przypominał swoją nieporadnością ekipę Besnika Hasiego z sierpnia i września ubiegłego roku. Akcje ofensywne nie miały tempa, brakowało w nich pomysłu i zaangażowania, bo jeden Radović nie jest w stanie grać za wszystkich.

Dotkliwy brak Nikolicia

W ubiegłym roku legioniści takie mecze jeszcze wygrywali, bo mieli w składzie bramkostrzelnych Nemanję Nikolicia i Aleksandra Prijovicia. Obaj już Łazienkowską opuścili, a sprowadzeni w ich miejsce gracze odbiegają od nich klasą. Czech Tomas Necid jak na razie imponuje jedynie posturą, natomiast Nigeryjczyk Daniel Chima Chukwu został zgłoszony do gry w trzecioligowych rezerwach.
Legioniści muszą z niepokojem śledzić trzybramkowe wiktorie Lecha Poznań oraz rosnącą stratę punktową do lidera Lechii Gdańsk. Z taką grą jaką warszawski zespół prezentuje obecnie obrona mistrzowskiego tytułu raczej się nie powiedzie. Przełamanie impasu będzie najpoważniejszym sprawdzianem kompetencji trenera Magiery, który jesienią ubiegłego roku przejął zespół przygotowany pod względem kondycyjnym przez Besnika Hasiego, a teraz musiał wszystko zrobić sam. Na razie efekty jego pracy nie wyglądają najlepiej i jeśli szybko się to nie zmieni, możemy być świadkami znanego w szkoleniowym światku zjawiska „od bohatera do zera”.
Bo właściciele Legii, nawet ostro skonfliktowani, oczekują od trenera Magiery i jego piłkarzy wywalczenia mistrzowskiego tytułu. Okazuje się, że dla finansów warszawskiego klubu, chociaż mocno przecież wzmocnionych wpływami z Ligi Mistrzów i Ligi Europy (w sumie aż 18 mln euro), ponowne zakwalifikowanie się do Champions League to kwestia życia lub śmierci. Przynajmniej tak można wnioskować na podstawie publicznych wypowiedzi większościowego udziałowca warszawskiego klubu Dariusza Mioduskiego, który alarmuje w mediach, że zarząd Legii zbyt dużo pieniędzy przeznacza na konsumpcję.

Zwrot w walce o władzę

Skonfliktowani mocno współwłaściciele stołecznego klubu przymierzali się do rozwiązania patowej sytuacji za pomocą procedury tzw. shoot-outu, czyli licytacji ofert sprzedaży akcji (Mioduski ma 60 procent udziałów, a działający wspólnie Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel po 20 procent), ale ostatnie wieści z Łazienkowskiej wykluczają wykorzystanie tej opcji. Ponoć obie strony postanowiły dojść do porozumienia bez pomocy pośredników, ale wciąż nie wiadomo która ustąpi pola. Na powrót do zgodnej współpracy raczej nie ma szans, chociaż nie można tego tak do końca wykluczyć.
W następnej kolejce Legia zagra w piątek w Lubinie z Zagłębiem i nie może pozwolić sobie na stratę punktów. W niedzielę bowiem w Poznaniu rozpędzony Lech zmierzy się z liderem Lechią i każdy wynik będzie dla legionistów niekorzystny, jeśli przegrają z „Miedziowymi”.

trybuna.info

Poprzedni

Wojna polsko-ukraińska pod banderą ruską – ciąg dalszy

Następny

Prawda i kult (część II)