Hat-trick w meczu z Atletico Madryt był ósmym strzelonym przez Cristiano Ronaldo w Lidze Mistrzów
W ćwierćfinale Ligi Mistrzów zagrają cztery ekipy z Anglii i po jednej z Hiszpanii, Holandii, Portugalii i Włoch. Z rywalizacji odpadły wszystkie trzy niemieckie zespoły, które w starciach z angielskimi przeciwnikami straciły w sumie 17 goli, a same strzeliły tylko trzy. W następnej fazie turnieju zagra tylko jeden Polak, Wojciech Szczęsny. Losowanie par 1/4 finału w samo południe w piątek 15 marca w Nyonie.
Po fazie grupowej do 1/8 finału awansowały cztery angielskie zespoły, po trzy z Niemiec i Hiszpanii, po dwa z Francji i Włoch oraz po jednym z Portugalii i Holandii. W losowaniu pecha miały niemieckie kluby, bo wszystkim za przeciwników przypadły ekipy z Premier League, najbogatszej ligi w Europie – Bayern Monachium trafił na FC Liverpool, Borussia Dortmund na Tottenham Hotspur, a Schalke 04 Gelsenkirchen na Manchester City. Nawet w Niemczech nikt nie liczył na awans przeżywającej głęboki kryzys drużyny z Gelsenkirchen w starciu z prowadzonym przez Pepa Guardiolę zespołem „The Citizens”, ale szanse Borussii Dortmund i Bayernu w potyczkach z Tottenhamem i Liverpoolem oceniali pół pa pół.
Bundesliga w cieniu Premier League
Wyniki okazały się dla niemieckich kibiców szokiem – najlepsze drużyny Bundesligi nie wygrały ani jednego z sześciu meczów, notując tylko jeden remis (Bayernu z Liverpoolem) i aż pięć porażek, uzyskując przy tym kompromitująco niekorzystny bilans bramkowy 3:17. Co ciekawe, rozgromione przez Manchester City Schalke w dwumeczu miało bilans 2:10 (2:3 i 0:7), co jest najgorszym wynikiem niemieckiego zespołu w historii Ligi Mistrzów, ale ta drużyny strzeliła jednak więcej goli niż Bayern, nie mówiąc o Borussii, której gracze ani razu nie pokonali bramkarza Tottenhamu.
Te rezultaty przynajmniej w tym sezonie odbierają Bundeslidze miano czołowej europejskiej potęgi ligowej. Nie jest nią także hiszpańska Primera Division, której honoru po klęskach dwóch madryckich potentatów, Realu i Atletico, broni już tylko katalońska FC Barcelona, wciąż napędzana geniuszem Leo Messiego. Argentyński gwiazdor w środowy wieczór odpowiedział na błyskotliwy występ dzień wcześniej swojego największego konkurenta do sławy Cristiano Romaldo, który strzelił trzy gole dające Juventusowi Turyn awans kosztem Atletico. Messi w potyczce z Olympique Lyon (5:1) zdobył dwie bramki i zaliczył dwie asysty, ale tymi dwoma trafieniami powiększył swój strzelecki dorobek w tej edycji Champions League do ośmiu goli i zrównał się z prowadzącym w klasyfikacji Robertem Lewandowskim. A to oznacza, że polski piłkarz raczej na pewno nie zdobędzie korony króla strzelców tych rozgrywek, co byłoby dla niego nagrodą pocieszenia za kolejne fiasko marzeń o wygraniu Ligi Mistrzów.
Kapitanowi reprezentacji Polski zarzuca się, że w fazie pucharowej Ligi Mistrzów gaśnie i przestaje strzelać gole. W starciach z Liverpoolem „Lewy” miał niewielkie szanse przełamanie złej passy, bo trenerem angielskiej drużyny jest przecież Juergen Klopp, pod okiem którego Polak ukształtował swój talent w Borussii Dortmund. Niemiecki szkoleniowiec doskonale zatem wiedział co trzeba zrobić, żeby Lewandowski na boisku Liverpoolowi „nie fikał”, chociaż w gruncie rzeczy jest to już wiadome od dłuższego czasu. Przez durną politykę transferową prowadzoną przez dyrektora sportowego Bayernu Samira Halihodzicia bawarski zespół jest dzisiaj zbieraniną przeciętnych graczy, bo trudno za wybitnych uznać Renato Sancheza czy Kingsleya Comana, a nawet Jamesa Rodriqueza czy Thiago Alcantarę.
Lewandowski kozłem ofiarnym
Odcięty od podań i pieczołowicie pilnowany przez brutalnie grających stoperów „The Reds” polski piłkarz nie strzelił gola ani w pierwszym meczu w Liverpoolu, ani w minioną środę w rewanżu na Allianz Arena, co niemieckie media natychmiast z lubością skwitowały najniższymi notami meczowymi oraz wybiciem na pierwszych stronach, że był to 23. pucharowy występ Lewandowskiego w wiosennej fazie play-off i 14. w których nie zdobył bramki. A liczby nie kłamią.
W sumie w fazie pucharowej LM w barwach Bayernu Lewandowski strzelił 11 goli w 22 meczach, zaś w 13 nie miał zdobyczy bramkowej, lecz na tle swoich poprzedników grających w Bayernie na szpicy ataku i tak wypada najlepiej. Giovani Elber w fazie pucharowej zdobył 10 bramek w sześciu sezonach, Roy Makaay 2 bramki w czterech sezonach, Luca Toni 8 w trzech sezonach, z czego aż 6 w nieistniejącym już Pucharze UEFA, Mario Gomez 10 w czterech sezonach, a Mario Mandżukić – 4 w dwóch sezonach.
Lewandowski jest zatem najskuteczniejszym napastnikiem Bawarczyków w tym stuleciu, ale mimo to wciąż są z niego niezadowoleni i wciąż oczekują, że będzie jak Messi w Barcelonie czy teraz Cristiano Ronaldo w Juventusie.
Wielki mecz Cristiano Ronaldo
Problem w tym, że nawet słynny CR7 niewiele zdziała, jeśli jego partnerzy mu nie pomogą. On potrafi zagrać na niebotycznym poziomie jeśli ma wokół siebie ofiarnie za niego walczących kolegów, którzy robią to w przekonaniu, że w zamian on strzeli najważniejsze gole. Taki układ wymaga też wsparcia ze strony trenera. Bayern ma obecnie przeciętnych, wypalonych albo wyeksploatowanych piłkarzy, z których przeciętny szkoleniowiec jakim jest Nico Kovac zrobił na domiar złego przeciętnie grający zespół. Na przeciętną piłkarsko Bundesligę od biedy to wystarcza, lecz na wymagającą znacznie więcej Ligę Mistrzów jest to już stanowczo niewystarczające. A na pewno na taki klasowy zespół, jakim dzisiaj jest FC Liverpool już nie starcza. Winą za wszystko zostanie obarczony Lewandowski, który znów znajdzie się w cieniu Messiego i Cristiano Ronaldo, bo wszystko wskazuje, że ci dwaj wielcy piłkarze w tym roku znów między sobą będą dzielić najważniejsze indywidualne nagrody.
Na razie większe szanse na wyróżnienia ma Portugalczyk. Po porażce 0:2 z Atletico na Wanda Metropolitano w Madrycie mało kto dawał turyńczykom nadzieję na odrobienie strat. W miniony wtorek w Turynie o swojej piłkarskiej wielkości dobitnie przypomniał jednak Cristiano Ronaldo. Portugalczyk we wcześniejszych występach w obecnej edycji Ligi Mistrzów zdobył tylko jedną bramkę, lecz w starciu z Atletico strzelił trzy gole i zapewnił Juventusowi awans do ćwierćfinału. „Przecież po to mnie do tego klubu ściągnięto” – stwierdził po meczu. Był to ósmy hat-trick portugalskiego gwiazdora w Lidze Mistrzów, a czwarty przeciwko Atletico Madryt, ale ważniejsze są inne jego dokonania w tych rozgrywkach.
W poprzednich pięciu sezonach Cristiano Ronaldo strzelił 34 gole i zaliczył dziewięć asyst w 32 meczach fazy pucharowej LM. We wtorek do wielu pamiętnych meczów, m.in. przeciwko PSG, Juventusowi czy Bayernowi, dołożył jeszcze jeden genialny występ, przeciwko Atletico, czyli swojemu ulubionemu rywalowi. Do wtorkowego rewanżu Ronaldo grał przeciwko nim 32 razy, strzelił aż 22 gole i zanotował osiem asyst. To przeciwko Atleti dwa lata temu Portugalczyk ustrzelił wiosną jeden z dwóch hat-tricków, który zaprowadził Real do zwycięskiego finału w Cardiff.
Wtorkowy popis Ronaldo zaczął w 27. minucie. Wtedy z lewej strony dośrodkował Federico Bernardeschi, a Portugalczyk strzałem głową pokonał z bliska Jana Oblaka. Na początku drugiej połowy podwyższyła na 2:0 kapitalnym strzałem głową. Poza tym na boisku był wszędzie. Dryblował, podawał, tworzył szanse kolegom z zespołu. Tak jak Mario Mandżukiciowi na początku drugiej połowy. Chorwat dośrodkowania Portugalczyka jednak nie wykorzystał. Dlatego CR7 rozstrzygające cios też musiał zadać sam. W 86. minucie pewnie wyegzekwował rzut karny i skompletował ósmego hat-tricka w historii swoich występów w Lidze Mistrzów.
Kolekcjoner rekordów
Nikt nie ma ich więcej, a tyle samo jeszcze tylko Leo Messi. Portugalczyk ma jednak najwięcej goli strzelonych na własnym stadionie, najwięcej goli na wyjeździe, najwięcej goli w fazie grupowej, najwięcej goli w fazie pucharowej, najwięcej goli w finale, najwięcej goli z rzutów wolnych i z rzutów karnych, a także najwięcej goli strzelonych głową.
„Teraz można być mądrym, ale to pewnie było gdzieś zapisane, że Ronaldo, który wcześniej strzelił jedną bramkę w Lidze Mistrzów, w takim momencie strzeli trzy. Dla nas to coś wyjątkowego, dla niego pewnie normalność” – skomentował występ kolegi z zespołu bramkarz Juventusu Wojciech Szczęsny, jedyny polski piłkarz, który znalazł się w ćwierćfinale jaki został w tym sezonie w w rozmowie z Polsatem Sport Wojciech Szczęsny, bramkarz Juventusu. Sam Cristiano Ronaldo swój występ skomentował krótko: „To musiał być wyjątkowy wieczór i właśnie taki był. Ale jeszcze niczego nie wygraliśmy, choć jesteśmy na dobrej do tego drodze. Atletico to bardzo trudny przeciwnik, ale pokonując go udowodniliśmy, że jesteśmy wielkim zespołem. Zobaczymy, dokąd dojdziemy”.
Teraz wszyscy czekają na wyniki losowania par ćwierćfinałowych. Angielscy kibice liczą na angielski finał, ale Juventus i Barcelona mogą im spłatać figla.
Wyniki 1/8 finału Ligi Mistrzów UEFA:
Real Madryt – Ajax Amsterdam 2:1 i 1:4; Borussia Dortmund – Tottenham 0:3 i 0:1; FC Porto – AS Roma 3:1, 1:2; Paris St. Germain – Manchester United 2:0 i 1:3; Manchester City – Schalke Gelsenkirchen 7:0 i 3:2; Juventus Turyn – Atletico Madryt 0:2 i 3:0; FC Barcelona – Olympique Lyon 0:0 i 5:1; Bayern Monachium – FC Liverpool 0:0 i 1:3.