Środowy mecz ze Sportingiem Lizbona będzie ostatnim występ Legii w obecnej edycji Champions League. Warszawski zespół ma jeszcze szanse zakwalifikować się do fazy pucharowej Ligi Europy, musi jednak portugalską drużynę pokonać.
Bliżej celu jest jednak portugalska drużyna, która po pięciu seriach spotkań zajmuje trzecie miejsce w grupie F z dorobkiem trzech punktów. Legia wywalczyła w pięciu meczach tylko jedno „oczko” remisując u siebie z Realem Madryt 3:3, ale dzięki temu zachowała szanse na pozostanie w europejskich pucharach, choć już w mniej prestiżowej Lidze Europy. Legioniści muszą jednak koniecznie wygrać środową potyczkę ze Sportingiem. Dwa najlepsze zespoły w grupie F, Real Madryt i Borussia Dortmund, już wcześniej zapewniły sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów, a w środę w bezpośrednim starciu powalczą jedynie o zajęcie pierwszego miejsca.
Dla warszawskiej drużyny mecz ze Sportingiem ma ogromne znaczenie, bo tylko zwycięstwo i awans do Ligi Europy w jakimś stopniu zatrze fatalne wrażenie ich występu w Champions League. W pięciu spotkaniach legioniści stracili aż 24 gole, a ich porażki 0:6 i 4:8 z Borussią Dortmund oraz 1:5 z Realem Madryt przeszły do historii najbardziej dotkliwych klęsk poniesionych w tych rozgrywkach. Owszem, warszawianie sami strzelili osiem goli, po cztery w spotkaniach z Realem i Borussią. Sporting w starciach z tymi potentatami też jednak nie zdobył choćby jednego punktu, ale przynajmniej uzyskał względnie przyzwoity bilans bramkowy 3:7. Drużyna trenera Jorge Jesus przegrała z Borussią na wyjeździe 0:1 i u siebie 1:2, a z „Królewskimi” dwukrotnie po 1:2. To oznacza, że Sporting jest znacznie lepszym zespołem od Legii, a już na pewno w grze obronnej, co może mieć kolosalne znaczenie w środowej potyczce, którą jak już zostało wspomniane legioniści muszą koniecznie wygrać, natomiast portugalskiej ekipie do szczęścia wystarczy remis. Nietrudno zatem przewidzieć, że trener Jesus w pierwszej kolejności zagęści szyki obronne drużyny i nastawi swoich piłkarzy na wyprowadzanie szybkich kontrataków.
Trener Legii Jacek Magiera w tej roli zadebiutował akurat w przegranym 0:2 meczu ze Sportingiem, ale nawet jeśli zżera go chęć rewanżu, to przecież nie jest w stanie zamienić podległych sobie zawodników w wyrafinowaną taktycznie drużynę, potrafiącą wykorzystać każdą znaną, a zwłaszcza ujawniającą się w trakcie gry słabość przeciwnika. Piłkarze Legii czegoś takiego na pewno nie potrafią i raczej nie ma co liczyć, że w środę czymś Portugalczyków zaskoczą. Dla piłkarzy Sportingu awans do Ligi Europy jest równie ważny jak dla legionistów, będą więc na pewno skoncentrowani od pierwszego do ostatniego gwizdka arbitra.
Na szczęście w piłce nożnej na boisku wciąż jeszcze rządzi przypadek i dlatego powinniśmy mieć nadzieję, że w środę warszawskiej drużynie uda się jako pierwszej strzelić gola. Wtedy ekipa Sportingu będzie musiała w locie zmieniać pieczołowicie ułożoną przed meczem taktykę, a to zawsze niesie ryzyko popełnienia błędu. Bądźmy zatem dobrej myśli.