Austriak Stefan Kraft od półtora miesiąca dominuje na światowych skoczniach. Był najlepszy w mistrzostwach świata, a w niedzielę odebrał też Kamilowi Stochowi prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Nasi skoczkowie w końcówce sezonu są w odwrocie, a najbardziej zawodzi oczekiwania fanów Kamil Stoch, który nagle zaczął mieć problemy z utrzymaniem odpowiedniej pozycji w locie. W niedzielnych zawodach w Oslo dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi zaliczył wpadkę w drugiej serii i zajął dopiero 22. miejsce. Z tego powodu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata z 60 punktów przewagi jakie miał nad Stefanem Kraftem zrobiło się nagle 31 pkt straty do Austriaka.
Trener polskiej kadry Stefan Horngacher stwierdził przed kamerami TVP, że prawdopodobną przyczyną kłopotów Stocha jest sprzęt. „Wszystko sprawdziliśmy i mamy pewne podejrzenia. Spróbujemy je zweryfikować w poniedziałek podczas treningu” – obiecywał austriacki szkoleniowiec. Niestety, problem chyba nie został należycie zdiagnozowany, bo Stoch w kwalifikacjach do wtorkowego konkursu w Lillehammer skoczył zaledwie 117 metrów i został sklasyfikowany na 25. pozycji. Inna sprawa, że z powodu zmiennych warunków atmosferycznych nasz zawodnik aż cztery razy był ściągany z belki startowej. Skaczącemu po nim Kraftowi jednak te problemy nie przeszkodziły w oddaniu dalekiego skoku, więc raczej nie ma co liczyć na słabszą postawę Austriaka i w tej chwili to on jest bitym faworytem do zdobycia Kryształowej Kuli oraz końcowego triumfu w cyklu Raw Air.
W tej rywalizacji z polskich skoczków liczy się jeszcze tylko Piotr Żyła, który przed wtorkowym konkursem w Lillehammer (zakończył się po zamknięciu wydania) zajmował czwartą lokatę ze stratą 58,3 pkt do prowadzącego Krafta. Tym razem z naszych zawodników kwalifikacji nie przebrnął Dawid Kubacki, któremu coś takiego przydarzyło się w tym sezonie po raz pierwszy.
Nie zawodzą tylko polscy kibice, których nie zraża nawet słabsza postawa ich ulubieńców. „Ekscytujące i przerażające” – w ten sposób norweski dziennik „Dagbladet” określił najazd polskich kibiców na Holmenkollen. Podczas sobotnich zmagań pod skocznią było zdecydowanie więcej fanów w biało-czerwonych barwach, niż nawet norweskich kibiców. „Piątkowy prolog Raw Air oglądało około 2-3 tysięcy widzów. W sobotę na trybunach pojawiło się ich już 15-20 tysięcy. Co wydarzyło się w ciągu raptem jednej doby? Odpowiedź jest prosta: zmobilizowali się Polacy” – czytamy w gazecie. Kibice „Biało-czerwonych” byli najliczniejsi, najgłośniejsi i najbardziej widoczni, ze względu na pomalowane twarze, ogromne flagi i transparenty. Pod wrażeniem dopingu polskich fanów byli zwłaszcza norwescy skoczkowie. „Wygląda to tak, jakby zjechała się tu cała Polska” – żartował Robert Johansson, a Daniel-Andre Tande dodał cierpko: „Nasi kibice mieliby się czego uczyć od Polaków”.