Korona Kielce za 800 tysięcy euro znalazła się w rękach Dietera Burdenskiego. Były bramkarz m.in. Werderu Brema przejął 72 procent akcji klubu, pozostałe 28 procent nadal należy do miasta. Kto zrobił na tej transakcji lepszy interes? Niemieckiego właściciela od trzech lat ma też Lechia Gdańsk, której właśnie ratuje życie czteromilionowa dotacja z budżetu miasta.
Trudno na razie przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy kieleckiego klubu. Burdenski nie bawi się w ceregiele, tylko prostą drogą zmierza do wytyczonego celu. Nie jest nim bynajmniej uczynienie z Korony zespołu zdolnego do walki o najwyższe lokaty w ekstraklasie. Biznesowy plan eks-bramkarza jest nieskomplikowany jak konstrukcja cepa – Korona ma być stacją przesiadkową dla piłkarzy związanych umowami agencyjnymi z menedżerską firmą Burdenskiego. Żeby należycie spełniała to zadanie, trenerem zespołu musi być ktoś zaufany i przede wszystkim posłuszny właścicielowi.
Dlatego obecny szkoleniowiec kieleckiej drużyny Maciej Bartoszek, chociaż wprowadził ją do grupy mistrzowskiej i zapewnił w ten sposób utrzymanie w ekstraklasie, właśnie w tym tygodniu dowiedział się, że po zakończeniu sezonu może pakować manatki i szukać sobie nowego pracodawcy. Na trenerskim stołku latem ma go zastąpić fachowiec ściągnięty z Niemiec, któremu do pomocy zostanie przydzielony któryś z byłych polskich piłkarzy z doświadczeniem w Bundeslidze, co de facto oznacza, że będzie pełnił rolę tłumacza. Wśród następców Bartoszka przez pewien czas przewijało się nazwisko Franciszka Smudy, ale w kieleckich mediach w ostatnich dniach najwięcej pisano o niejakim Holgerze Stanisławskim. Ten niemiecki szkoleniowiec o polskim nazwisku ma 48 lat, urodził się w Hamburgu, a jako piłkarz grał m.in. w HSV Hamburg i FC St. Pauli. Po zakończeniu kariery piłkarskiej był trenerem tego ostatniego klubu, potem prowadził zespół Hoffenheim, a od 19 maja 2013 roku FC Koeln.
Nie dokładać, tylko wyjmować
W naszej ekstraklasie mieliśmy już eksperymenty z zespołami zdominowanymi przez obcokrajowców i od strony czysto sportowej trudno będzie mieć do Burdenskiego pretensje, jeśli w Koronie pojawi się liczny zastęp niemieckich piłkarzy. Nie w tym jednak rzecz. Znacznie większy niepokój budzi powód dla któego Dieter Burdenski przejął kielecki klub, a przed nim zrobił to z Lechią Gdańsk Franz-Josef Wernze. Obaj panowie nie kryją, że tak naprawdę interesuje ich tylko zarabianie na futbolu. 68-letni Wernze w wywiadach prasowych często podkreśla, żeby nie nazywać go inwestorem, patronem czy mecenasem sportu. Bo on tylko pomaga klubom, ale tak, żeby samemu na tym nie stracić. Kiedyś pożyczył pieniądze pewnemu holenderskiemu klubowi, ale pod zastaw wpływów z transmisji telewizyjnych. Dzisiaj pożycza Lechii. Z nieoficjalnych źródeł wyciekła wieść, że z tych pożyczek uzbierało się blisko 20 mln złotych, czyli mniej więcej połowa deklarowanego przez gdański klub rocznego budżetu. Pod tym względem niemiecki milioner nie jest w naszej lidze nowatorem, bo takie praktyki stosują właściwie wszyscy właściciele klubów.
Sęk w tym, że Lechia od kilku miesięcy nie płaci pensji swoim piłkarzom, którzy walczą przecież o mistrzostwo Polski. Wstrzymano w tym klubie także wypłaty premii meczowych. Prezes Lechii Adam Mandziara nawoływał do cierpliwości zapewniając, że tylko czeka na pieniądze od miasta i sponsora, a jak tylko wpłyną, ureguluje wszystkie zaległości. W minioną środę z budżetu miejskiego Gdańska przelano na konto Lechii blisko cztery miliony złotych. Za co? Jako zapłatę za promocję miasta przez klub. Gwoli prawdy trzeba jednak stwierdzi, że tak się dzieje w całej Polsce. O publiczne pieniądze radnych Chorzowa błagają działacze Ruchu, z miejskiej kasy popłynęły ostatnio pieniądze na konta Jagiellonii Białystok, Arki Gdynia, Pogoni Szczecin i Piasta Gliwice. W niższych ligach jest podobnie.
Dla kogo te pieniądze?
Zdumiewająca jest jednak niefrasobliwość władz miejskich po zgodzie na dofinansowanie działalności klubów. W zasadzie nikt już sportowym działaczom nie patrzy potem na ręce i nie sprawdza dokładnie, na co publiczne pieniądze są przeznaczane. A wiadomo przecież, że lądują one w kieszeniach piłkarzy, trenerów, menedżerów i całej chmary pośredników wysysających z klubów każdą złotówkę. Na wszystko są oczywiście podkładki i pod względem prawnym do niczego nie można się przyczepić. Pod tym względem polski futbol nic się nie zmienił od poprzedniej epoki – piłkarscy działacze jak doili publiczne pieniądze, tak doją nadal. Tylko że teraz jest ich znacznie więcej i przez to pokusa trudna do odpędzenia.
A co do niemieckich właścicieli Lechii i Korony, to jeśli ktoś liczył, że zamienią te kluby w sprawnie działające firmy jakie znamy z Bundesligi, to chyba były to rachuby na wyrost. Owszem, Lechia pod niemieckimi rządami ma w lidze pozycję jak nigdy w swojej historii, ale przecież ten klub w każdej chwili może podzielić los choćby Polonii Warszawa. To samo grozi też zresztą Koronie.
Zestaw par 32. kolejki
Piątek:
Zagłębie Lubin – Piast Gliwice, godz. 18:00, sędziuje Bartosz Frankowski (Toruń);
Arka Gdynia – Górnik Łęczna, godz. 20:30, sędziuje Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Sobota:
Jagiellonia Białystok – Wisła Kraków, godz. 15:30, sędziuje Jarosław Przybył (Kluczbork);
Śląsk Wrocław – Ruch Chorzów, godz. 18:00, sędziuje Tomasz Kwiatkowski (Warszawa);
Wisła Płock – Cracovia, godz. 20:30, sędziuje Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Niedziela:
Lechia Gdańsk – Korona Kielce, godz. 15:30, sędziuje Mariusz Złotek (St. Wola);
Lech Poznań – Pogoń Szczecin, godz. 15:30, sędziuje Piotr Lasyk (Bytom);
Legia Warszawa – Bruk-Bet Nieciecza, godz. 18:00, sędziuje Tomasz Musiał (Kraków).