UEFA odrzuciła odwołanie Legii Warszawa od sankcji nałożonych na klub za ekscesy kibiców podczas wrześniowego meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. To oznacza, że mecz z Realem Madryt zostanie rozegrany w Warszawie przy pustych trybunach.
Legia zatem po raz czwarty w ostatnich czterech sezonach rozgrywek europejskich pucharów zagra mecz przy pustych trybunach. Wcześniej miało to miejsce w spotkaniach z Apollonem (2013), Trabzonsporem (2014) i Ajaksem (2015), a jeszcze latem 2013 roku UEFA ukarała klub zamknięciem jednej z trybun, tzw. żylety na mecz IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt. W ostatnich trzech latach warszawski klub musiał zapłacić 445 tys. euro kar, a jeszcze większe straty finansowe poniósł z tytuły nie sprzedanych biletów. Za kolejny wybryk kiboli, tym razem w fazie grupowej Champions League w spotkaniu z Borussia Dortmund, UEFA nałożyła na legię 80 tys. euro grzywny i zamknęła jej stadion na najbliższe spotkanie w tych rozgrywkach, jak na złość – akurat na najciekawsze dla polskich kibiców, bo z obrońcą tytułu Realem Madryt.
Muszą oddać za 30 000 biletów
„Jesteśmy w tym momencie klubem niechcianym w europejskich pucharach. To smutny fakt, mówię to ze wstydem, ale niestety tak jest – przyznał dyrektor Legii ds. kontaktu z mediami Seweryn Dmowski. W Legia jeszcze rozważano odwołanie do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, ale chyba bez nadziei na sukces, bo klub rozpoczął operację zwracania kibicom pieniędzy za bilety na mecz z Realem. To będzie trochę kosztowało, bowiem chętnych na obejrzenie potyczki z „Królewskimi” było ponad 30 tysięcy.
Wojna właścicielska
Sankcje UEFA doprowadziły do konfliktu między właścicielami warszawskiego klubu. Posiadający 60 procent akcji Legii Dariusz Mioduski chciał odwołać z zarządu dwóch mniejszościowych akcjonariusz Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela (obaj mają po 20 procent udziałów), ale jego próba zakończyła się niepowodzeniem. Teraz na Łazienkowskiej panuje decyzyjny pat, bo żadna ze stron nie może podjąć samodzielnie istotnych decyzji. Trudno przewidzieć czyim zwycięstwem zakończy się ta awantura, ale jej dotychczasowy przebieg nie wróży Legii najlepiej. Wybryk kiboli w meczu z Borussią oznacza stratę ponad dziesięciu milionów złotych, co dla budżetu stołecznego klubu może okazać się dziurą możliwą do załatania tylko metodą wyprzedaży najlepszych graczy.
A to z kolei doprowadzi do osłabienia potencjału sportowego zespołu i przekreśli nie tylko nadzieje na obronę mistrzowskiego tytułu, ale być może nawet wywalczenie miejsca dającego prawo gry w kwalifikacjach Ligi Europy. W konsekwencji doprowadzi to do obniżenia frekwencji na meczach ligowych, a mniejsze wpływy z tzw. dni meczowych mogą spowodować zapaść finansową stołecznego klubu.
Z UEFA nie ma żartów
Prezes PZPN Zbigniew Boniek, który jest w konflikcie z całą trójką właścicieli warszawskiego klubu, zadeklarował publicznie, że „po raz ostatni pomoże Legii i położy na szali cały swój autorytet w UEFA”. Widać ten jego autorytet aż tyle nie waży, albo dla działaczy rozstrzygających w tej sprawie w dalekiej od Polski Szwajcarii ważniejsze były fakty: kibole biegający po stadionie w kominiarkach i rwący się do bijatyki oraz setki odpalonych na trybunach rac. Nad tym kto do tego dopuścił już się w Nyonie nikomu nie chciało zastanawiać.