Zespoły Bayernu Monachium i Paris St. Germain są po pierwszych meczach najbliższe awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W czterech spotkaniach strzelono 15 goli. Najwięcej, aż sześć, padło na Allianz Arenie w Monachium.
Bayern zaczął od mocnego uderzenia. Już w 11. minucie Bawarczycy prowadzili po trafieniu Arjena Robbena. W 30. minucie „Kanonierzy” doprowadzili jednak do remisu, a w roli sprawcy nieszczęścia wystąpił niespodziewanie Robert Lewandowski, który w polu karnym Bayernu zdaniem arbitra Milorada Mazicia z Serbii kopnął Laurenta Koscielnego. Telewizyjne powtórki tego zdarzenia nie potwierdzają jednak winy polskiego piłkarza. Wręcz przeciwnie, w tym kontrowersyjnym starciu bardziej winny był Koscielny, który zaatakował „Lewego” nieprzepisową „nakładką” i po prostu nadział sie na nogę wybijającego w tym momencie piłkę z pola karnego Polaka. Serbski sędzia był jednak głuchy na wszelkie argumenty i podyktował „jedenastkę” dla Arsenalu.
Piłkarskie porzekadło mówi, że w takich w przypadkach „oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa”. Niewiele brakowało, a przy strzele Alexisa Sancheza sprawiedliwość stanęłaby po stronie graczy Bayernu. Niestety, wprawdzie Manuel Neuer obronił uderzenie gracza londyńskiej drużyny, ale potem jego koledzy zagapili się i pozwolili mu na skuteczną dobitkę. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie, ale w szatni bawarskiej ekipy musiało być gorąco, bo po zmianie stron rzucili się na „Kanonierów” z niebywałą u nich ostatnio zajadłością.
Nie wkurzać Lewandowskiego
Na szczególnie wkurzonego wyglądał zwłaszcza Lewandowski, a to zazwyczaj przeciwnikom nie wróży nic dobrego. W 53. strzelanie kapitan reprezentacji Polski wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Philippa Lahma i głową zdobył bramkę na 2:1. Było to jego szóste trafienie w obecnej edycji Ligi Mistrzów. W klasyfikacji strzelców Polak zajmuje trzecie miejsce. Prowadzi Leo Messi z 10 golami, ale Barcelona po klęsce 0:4 w Paryżu ma iluzoryczne szanse na awans do ćwierćfinału. Szanse na dogonienie snajpera „Dumy Katalonii” ma też drugi w zestawieniu napastnik Paris St. Germain Edinson Cavani, a także Karim Benzema, który dla Realu Madryt zdobył w tej edycji Champions League pięć bramek.
Kapitan naszej reprezentacji na golu nie poprzestał. Trzy minuty później popisał się genialnym zagraniem piętą, po którym piłka trafiła do wychodzącego na czystą pozycję strzelecką Thiago Alcantary i było już 3:1. A gdy w 63. minucie Hiszpan ponownie pokonał bramkarza Arsenalu Davida Ospinę, było już po zawodach. Trener monachijczyków Carlo Ancelotti dopiero w 84. minucie dokonał pierwszej zmiany. Dwie minuty później z boiska zszedł Lewandowski, którego zmienił Thomas Mueller. Gwiazdor reprezentacji Niemiec dwie minuty później podwyższył na 5:1, a wynik ten de facto przesądza kwestię awansu do ćwierćfinału. Arsenal musiałby dokonać cudu, żeby odrobić na swoim stadionie taką gigantyczną stratę. Nikt nie daje „Kanonierom” na to nawet cienia nadziei.
Równie dotkliwy łomot jak Bayern Arsenalowi, wielkiej Barcelonie sprawili gracze Paris St. Germain. Arbitrem tego spotkania był Szymon Marciniak. Polski sędzia miał problem zwłaszcza z Neymarem i Luisem Suarezem, którzy wykrzykiwali pod jego adresem wulgarne epitety. Marciniak zebrał jednak dobre recenzje za swój występ. Francuski dziennik „L’Equipe” wystawił mu za ten występ notę 7 w 10-stopniowej skali. Tak na marginesie, żaden z piłkarzy Barcelony nie otrzymał tak wysokiej oceny, więc ich pretensje były co najmniej nieuzasadnione.
Koniec ery Luisa Enrique
Przed meczem mało kto prorokował tak wysokie zwycięstwo Paris Saint-Germain. Zdumiewające jest zwłaszcza to, że paryżanie zdołali tak totalnie zdominować zespół Luisa Enrique. Jak wyliczyli statystycy, Leo Messi miał podczas meczu zaledwie 17 kontaktów z piłką i oddał tylko jeden strzał, na dodatek zablokowany. Trudno winić za klęskę tylko Argentyńczyka, bo zawiodła w Paryżu cała drużyna, o co hiszpańskie media obwiniają przede wszystkim trenera i wieszczą już koniec ery Luisa Enrique na Camp Nou. Barcelona w poprzednich czterech sezonach dwukrotnie eliminowała ekipę PSG w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, ale tym razem raczej już się jej to nie uda. Ekipa „Dumy Katalonii” ostatni raz takiej wysokiej porażki w tych rozgrywkach doznała w 2013 roku, przegrywając w dwumeczu z Bayernem Monachium 0:7.
Dwa pozostałe spotkania 1/8 finału rozegrane w tym tygodniu nie zakończyły się tak jednoznacznymi rozstrzygnięciami. Co prawda wygrana Realu Madryt 3:1 z SSC Napoli stawia ten zespół w korzystnej sytuacji przed rewanżem, ale chyba nie na tyle, żeby trener „Królewskich” Zinedine Zidane mógł spać spokojnie. Dla nas wydarzeniem tego spotkania był pierwszy od października ubiegłego roku występ Arkadiusza Milika. Napastnik reprezentacji Polski wszedł na boisko dopiero w końcówce spotkania i niewiele mógł już zdziałać, ale może Napoli będzie miało z niego większy pożytek w spotkaniu rewanżowym. Nieźle poradził sobie na Santiago Bernabeu Piotr Zieliński i to jest także dobra wiadomość.
W czwartym meczu Borussia Dortmund z Łukaszem Piszczkiem w składzie przegrała w Lizbonie z Benficą 0:1, ale podobnie jak Napoli nie stoi w rewanżu na straconej pozycji w walce o awans.