2 grudnia 2024

loader

Prezes PZPS wybrał wreszcie trenerów reprezentacji

Na ten dzień czekali kibice reprezentacji Polski. W środę Polski Związek Piłki Siatkowej podał nazwiska następców Vitala Heynena i Jacka Nawrockiego. Selekcjonerem kadry siatkarzy został Serb Nikola Grbić, a kadry siatkarek Włoch Stefano Lavarini.

Długo to trwało, ale w końcu długo wyczekiwana przez kibiców siatkówki w naszym kraju decyzja została ogłoszona – nowym selekcjonerem kadry siatkarzy został 48-letni Nikola Grbić. Prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Sebastian Świderski niemal tuż po wyborze na to stanowisko wyjawił, że dobrze mu znany z pracy w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle serbski szkoleniowiec jest jego faworytem do zajęcia miejsca zwolnionego przez Belga Vitala Heynena. Ale potrzebował wielu miesięcy na przeforsowanie swojej kandydatury. I w końcu dopiął swego, bowiem podczas zwołanego w minioną środę zebrania zarząd związku niemal jednogłośnie poparł kandydaturę Grbicia, z którym PZPS podpisał trzyletnią umowę – do zakończenia igrzysk olimpijskich w 2024 roku w Paryżu. Oczywiście przy założeniu, że biało-czerwoni wywalczą kwalifikację, bo gdyby zdarzyło się w tej kwestii jakieś nieszczęście, to w kontrakcie jest zapis dający władzom związku prawo do jego wcześniejszego rozwiązania.
Takiego scenariusza w tej chwili nikt jednak na serio nie przewiduje. Gribić dał się poznać w Polsce z najlepszej strony jako trener siatkarzy Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, z którymi w poprzednim sezonie wygrał Ligę Mistrzów CEV oraz wywalczył wicemistrzostwo Polski. Jako zawodnik Grbić był uznawany za jednego z najlepszych rozgrywających na świecie. Z reprezentacją Jugosławii zdobył olimpijskie złoto w Sydney w 2000 roku i mistrzostwo Europy rok później, a ponadto wywalczył m.in. olimpijski brąz w barwach Serbii w IO 1996 w Atlancie, wicemistrzostwo świata w 1998 oraz wicemistrzostwo Europy w 1997. Grał w najlepszych zespołach klubowych – m.in. Sisley Treviso, Asystel Milano, Itas Diatec Trentino, Bre Banca Lannutti Cuneo i Zenicie Kazań. Ma na koncie dwa triumfy w Lidze Mistrzów CEV, Pucharze Europy, Superpucharze Europy, oraz krajowe mistrzostwa W Serbii, Włoszech i Rosji, gdzie w 2014 roku zakończył zawodniczą karierę w Zenicie Kazań. I niemal z marszu przebranżowił się na szkoleniowca, bo już w 2014 roku został trenerem włoskiego potentata Sir Safety Perugia. W następnym roku podjął się prowadzenia reprezentacji Serbii, z którą w 2016 roku wygrał Ligę Światową, a w 2017 roku zdobył brązowym medal mistrzostw Europy. W 2019 roku zakończył współpracę z serbską federacją i w tym samym roku podpisał kontrakt z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, z którą w dwa lata zdobył mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, Puchar i Superpuchar Polski, ale przede wszystkim wygrał Ligę Mistrzów CEV, zostawiając w pokonanym polu potęgi z ligi rosyjskiej i włoskiej. W nagrodę dostał intratną ofertę poprowadzenia w tym sezonie zespołu Sir Safety Perugia, w barwach którego występuje jeden z liderów polskiej reprezentacji Wilfredo Leon. Ale właściciel włoskiego siatkarskiego giganta Gino Sirci był i nadal jest przeciwny łączeniu przez serbskiego trenera posady w jego klubie i reprezentacji Polski. PZPS zaoferował Grbiciowi roczne wynagrodzenie w wysokości 140 tys. euro plus premie za wyniki.
Wraz z nominacją dla Grbicia PZPS wybrał też selekcjonera reprezentacji siatkarek. Zwolniona przez Jacka Nawrockiego posadę objął 42-letni włoski szkoleniowiec Stefano Lavarini. Największe sukcesy święcił z brazylijskim zespołem Minas Tenis Clube, w którym spędził dwa lata. Dwukrotnie wygrał z nim południowoamerykańską Ligę Mistrzów, a także zdobył srebrny medal Klubowych Mistrzostw Świata. Ostatnio prowadził kobiecą reprezentację Korei Południowej, z którą nieoczekiwanie wywalczył czwarte miejsce w turnieju olimpijskim w Tokio. Obecnie jest trenerem jednego z najsilniejszych kobiecych zespołów klubowych na świecie – włoskiego Igor Gorgonzola Novara. Jako szkoleniowiec miał okazję pracować z polskimi zawodniczkami, m.in. z Malwiną Smarzek.

 

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Pech znów dopadł Kamila Stocha