Minister sportu Witold Bańka zażądał dymisji wszystkich członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego. Do soboty rezygnację złożyli wszyscy działacze, z wyjątkiem prezesa Dariusza Banaszka.
Twarde stanowisko ministra sportu to skutek afery obyczajowej w PZKol oraz buntu głównych sponsorów związku (CCC i Orlenu), którzy zrezygnowali z dalszego wspierania polskiego kolarstwa. Większość działaczy złożyła rezygnacje już wcześniej, wzbraniali się przed tym tylko prezes Dariusz Banaszek i Rafał Jurkowlaniec. Ten ostatni nie zamierzał jednak dłużej stać u boku atakowanego z wszystkich stron Banaszka i w sobotę też ogłosił swoją dymisję. Na placu boju pozostał już zatem tylko prezes PZKol. „Ministerstwo sportu nie ma prawa do takich nacisków na legalnie wybrane władze. Naciski mają formę szantażu. Nie rozumiemy narzucania osobistej woli ministra legalnie wybranym działaczom. Ministerstwo nie utrzymuje zarządu związku. Zarząd sprawuje swoją funkcję społecznie” – grzmiał na zwołanej w czwartek konferencji prezes PZKol. I zapowiedział, że on też poda się do dymisji, ale nie na warunkach ministra, tylko podczas zwołanego na 22 grudnia nadzwyczajnego zjazdu delegatów.
Może mieć jednak kłopot z dotrwaniem do tego terminu. PZKol stoi bowiem na progu bankructwa. Dotacje wstrzymali sponsorzy, a na dodatek posądzony publicznie przez Banaszka o koleżeńskie układy ze sprawcą skandalu obyczajowego minister Bańka zapowiedział, że kolarski związek nie rozliczył w terminie resortowej dotacji w wysokości 17,5 mln złoty, więc zgodnie z prawem musi teraz te pieniądze natychmiast oddać do państwowej kasy. PZKol nie ma na koncie takiej kwoty, a jak wieść niesie stracił też płynność finansową. Prezes Banaszek zadarł z niewłaciwymi ludźmi.