W miniony czwartek pojawiła się informacja, że prezes Polskiego Związku Gimnastyki Barbara Stanisławiszyn w wyniku narastającej rewolty w środowisku, zrezygnowała z pełnionej funkcji.
To zawodnicy i trenerzy płacą za grzechy działaczy. W kwietniu 2019 roku po jednoosobowej decyzji prezes Stanisławiszyn z 2017 roku Polska zorganizowała ME w gimnastyce sportowej w Szczecinie. Pani prezes, znów bez ustalenia tego z zarządem, pożyczyła na organizację mistrzostw 170 tysięcy euro od Europejskiej Unii Gimnastycznej. PZGim oddał zaledwie 10 tysięcy, dlatego pod koniec października bieżącego roku europejska centrala zawiesiła Polskę. Ta decyzja skutkowała wykluczeniem naszych zawodników ze wszystkich międzynarodowych zawodów, w tym z tegorocznych listopadowych mistrzostw Europy w gimnastyce artystycznej oraz grudniowych w gimnastyce sportowej. 27 listopada Leszek Blanik, złoty medalista olimpijski z Pekinu (2008) wraz z siedmioma innymi osobami, w tym m.in. z trenerem męskiej kadry w gimnastyce sportowej i z członkiem Komisji Rewizyjnej PZGim, opublikował list otwarty do środowiska sportów gimnastyczno-akrobatycznych. W dokumencie wskazano liczne błędy i działania na szkodę polskiej gimnastyki prezes Stanisławiszyn i zarządu PZGim, a także zaapelowano do delegatów o podpisywanie wniosku o zwołanie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Delegatów Polskiego Związku Gimnastycznego.
List otwarty wraz z wnioskiem rozesłano do klubów, a nawet umieszczono na oficjalnej stronie internetowej PZGim. „Wciąż zbieramy podpisy, bo chodzi o to, żeby odwołać wszystkich członków zarządu. I żeby wciąż mobilizowali się ci wszyscy ludzie, którzy sprzeciwiają się patologiom w polskiej gimnastyce” – przekonuje Blanik. Walne zgromadzenie będzie musiało zostać zwołane, jeśli pod wnioskiem podpisze się co najmniej 69 delegatów ze 136 uprawnionych, a tych jest 136, tyle co klubów zrzeszonych w PZGim. Opozycjoniści liczą, że już w poniedziałek 7 grudnia zdobędą wymaganą liczbę podpisów.