Lewis Hamilton wygrał w niedzielę wyścig o Grand Prix Portugalii. Było to 92. zwycięstwo brytyjskiego kierowcy w Formule 1, co oznacza, że jest on teraz samodzielnym rekordzistą w liczbie triumfów. Wcześniej w klasyfikacji wszech czasów dzielił się pierwszą lokatą z Niemcem Michaelem Schumacherem, który wygrywał w F1 91 razy.
Po wyścigu o GP Portugalii zapytano Hamiltona, czy na początku kariery w Formule 1 wierzył, że pobije rekordowe osiągnięcia legendarnych kierowców tej elitarnej serii wyścigowej. „Gdyby mnie wtedy ktoś o to zapytał, zapewne tylko bym się z tego zaśmiał, bo wtedy na pewno nie uważałem tego za realne. Pamiętam mój pierwszy wygrany wyścig, a później to już dziennikarze mi przypominali, że biłem czyjejś rekordy. O dogonieniu Michaela Schumachera długo nawet nie myślałem, ale nie mówiąc o tym, że znajdę się na pierwszym miejscu i że być może będę mógł nawet jeszcze wyśrubować światowy rekord w liczbie wyścigowych triumfów” – mówił wyraźnie poruszony Hamilton.
Brytyjczyk w swojej drodze na szczyt po kolei wyprzedzał największych tuzów w historii Formuły 1: Juana Manuela Fangio (24), Jimiego Clarka (1960-1968) i Nikiego Laudę (1971-1985), którzy wygrywali po 25 razy, potem Jackiego Stewarta (27 zwycięstw w latach 1965-1973), Nigela Mansella (31 wygranych w latach 1980-1995), Fernanda Alonso (32 zwycięstwa w latach 2001-2018), Ayrtona Sennę (41 wygranych w latach 1984-1994), Alaina Prosta (51 triumfów w latach 1980-1993), Sebastiana Vettela (czterokrotny mistrz świata nadal jest w stawce F1, a od 2007 roku wygrał dotąd 53 wyścigi), aż w końcu pobił też niebotyczny rekord Michaela Schumachera, któy w latach 1991-2012 triumfował na torach F1 91 razy.
Pobicie kosmicznego rekordu Schumachera wywołało gorącą debatę, który z tych kierowców jest lepszy. Gdy obaj mieli jeszcze równo po 91 zwycięstw, to na korzyść Niemca przemawiało choćby to, że on te sukcesy osiągnął w 247 startach, a Hamilton potrzebował na to 261. Analizowano też który z nich dysponował lepszym samochodami, a który miał bardziej wymagających partnerów w zespole. „Staram się nie słuchać tych dyskusji, nie zaglądam też do statystyk, a o niektórych nawet nie wiem, że istnieją. Skupiam się na walce o kolejne wygrane na torze, na pracy z zespołem i robieniu postępów w sztuce ścigania się. Nie czuję, że jestem u szczytu możliwości. Cały czas nad sobą pracuję i wciąż dostrzegam rezerwy, których uruchomienie może przynieść korzyści całemu zespołowi” – zapewnia Hamilton.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Brytyjczyk zdołał prześcignąć Schumachera dzięki wyraźnej dominacji ekipy Mercedesa, która od 2014 roku wystawia w Formule 1 najlepsze bolidy. Ale eksperci podkreślają też postawę fair play prezentowana na torze przez brytyjskiego kierowcę. Murray Walker, poważany komentator Formuły 1 w Wielkiej Brytanii, powiedział o tym wprost: „Hamilton nigdy nie zniżył się do tak brudnych chwytów, jakie stosował Schumacher, że wspomnę tylko celowe staranowanie Damona Hilla oraz Jaquesa Villenueva w walce o mistrzowski tytuł, zaparkowanie samochodu w zakręcie Rascasse w Monako, by Fernando Alonso nie mógł poprawić czasu w kwalifikacjach, czy próba wepchnięcia na ścianę Rubensa Barichello przy ponad 300 km/h na Hungarroringu. Fani Schumachera będą temu rzecz jasna zaprzeczać, ale fakty są niezaprzeczalne. Lewis nie ma w swojej karierze takich karczemnych zachowań, ale teraz nie ma już powodu, żeby go z kimkolwiek porównywać. Od niedzieli jest samodzielnym rekordzistą świata w liczbie triumfów w Formule 1 i trochę lat przyjdzie nam poczekać na kierowcę, który będzie w stanie jego osiągnięcia poprawić” – stwierdził Walker.
Karawana Formuły 1 przenosi się teraz z Portugalii do Włoch, na legendarny tor Imola. Ta arena wyścigowa jest wyjątkowa ze względu swoją historię, w tym zwłaszcza tragiczne w skutkach wypadki Ayrtona Senny i Rolanda Ratzenbergera. Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że ekipa Mercedesa wygra także Grand Prix Italii i tym samym przypieczętuje swoje siódme mistrzostwo świata konstruktorów. Hamilton z pewnością spróbuje wygrać tam swój 93. wyścig w karierze, a sądząc po tym, z jaka łatwością odjechał rywalom, w tym także swojemu partnerowi z ekipy Mercedesa Valtteriemu Bottasowi, na portugalskim torze Portimao, nie powinien mieć z tym kłopotu także na Imoli. Tym bardziej, że po przeprowadzce na odległość 2,5 tys. kilometrów przygotowania przed wyścigiem o GP Italii skrócono o jeden dzień. Zrezygnowano z piątkowych treningów, sobotnia sesja zostanie przedłużona do 90 minut, a później kierowców czekają kwalifikacje w sobotę i wyścig w niedzielę 1 listopada.