Maja Włoszczowska marzyła o zdobyciu w Rio złotego medalu. Była tego bliska, ale na ostatniej pętli więcej sił zachowała Szwedka Jenny Rissveds i to ona sięgnęła po ten laur.
Osiem lat temu na igrzyskach w Pekinie Włoszczowska wywalczyła srebrny medal, przegrywając jedynie ze znakomitą niemiecką kolarką Sabine Spitz, ale cztery lata później była już murowaną faworytką do złota w Londynie. Niestety, trzy tygodnie przed igrzyskami upadła podczas treningu i olimpijską rywalizację kolarek górskich obejrzała w telewizji. Występ w Rio dla 33-letniej zawodniczki był ostatnią okazją zdobycia upragnionego trofeum.
Polka znakomicie czuła się na trudnej trasie i mimo 30-stopniowego upału wytrzymywała ostre tempo kończąc każdą kolejną liczącą 4,9 km pętlę w czołówce. Na piątym okrążeniu Włoszczowska była na czele stawki, a kroku dotrzymywała jej już tylko Rissveds. Szwedka nie dała się Polce zgubić ani na podjazdach, ani na zjazdach, a na szóstym okrążeniu niespodziewanie sama zaatakowała uzyskując kilkunastosekundową przewagę, którą systematycznie powiększała. Włoszczowska na mecie przyznała, że nie miała już w nogach sił na podjęcie pościgu. Przegrała ze szwedzką zawodniczką o 37 sekund, ale nie dała się wyprzedzić ścigającej ją zawzięcie Kanadyjce Catharine Pendrel, która ostatecznie zdobyła brązowy medal.