Nie było niespodzianki w meczu dwóch Polek w pierwszej rundzie turnieju WTA na kortach ziemnych w Warszawie. Najwyżej rozstawiona Iga Świątek pokonała Magdalenę Fręch 6:1, 6:2.
Świątek w świetnym stylu wróciła na kort po blisko miesięcznej przerwie. Mecz z Magdaleną Fręch był pierwszym od niespodziewanej porażki 2 lipca z Francuzką Alize Cornets w trzeciej rundzie Wimbledonu.
Liderka światowego rankingu dominowała przez całe spotkanie, ale wynik nie do końca oddaje przebieg wydarzeń. Ambitnie grająca Fręch, która na liście WTA zajmuje 82. miejsce, fragmentami zmuszała bowiem Świątek do sporego wysiłku. Mecz trwał 75 minut.
„Przede wszystkim bardzo się cieszę, że zagrałam solidny mecz. Pierwsze rundy nie są łatwe na żadnym turnieju, a tutaj dochodził czynnik pełnych trybun oraz granie przeciwko Polce, co jest zawsze wymagające” – oceniła Świątek.
Z kolei tak Magdalena Fręch skomentowała porażkę na korcie w Warszawie: „Wiedziałam, że będzie ciężko. Na wynik losowania zareagowałam uśmiechem. Nie można go było powtórzyć, trzeba było się oswoić z tą myślą i przygotować. Kiedyś musiałyśmy ze sobą zagrać i mam nadzieję na rewanż, ale na innej nawierzchni” – podkreśliła Fręch, która dobrze radziła sobie na trawiastych kortach Wimbledonu i doszła do trzeciej rundy.
Tenisistka wbiła małą szpilę organizatorom turnieju: „Każda mączka się trochę różni, a w tym przypadku to można powiedzieć, że za końcową linią było trochę klepisko. Te dziury, które powstawały, nie były takie do zaklepania, tylko groziły odniesieniem kontuzji. Oczywiście nie zwalam wyniku meczu na stan kortu, ale grałam na lepszych” – dodała.
Iga Świątek komplementowała rywalkę: „Byłam gotowa taktycznie na jej slajsy i skróty. One są zgryźliwe, więc nie dziwię się, że na trawie Magda ich używa i buduje dzięki nim przewagę. Tutaj jednak moim top spinem potrafiłam je wyciągać. Jestem zadowolona z tego, jak skoncentrowana byłam, nie wahałam się. Od początku do końca zagrałam bardzo konsekwentnie” – zaznaczyła 21-letnia raszynianka.
Długo wrażenie nieco zagubionej sprawiała… publiczność. Na trybunach zasiadł niemal komplet czterech tysięcy widzów, ale długo kibice nie bardzo wiedzieli jak się zachowywać, bo po obu stronach siatki stały Polki. Na nieco żywsze reakcje trzeba było czekać do końcówki pierwszego seta.
„Cieszę się, że tyle osób przyszło, że chcą oglądać tenis. Na przestrzeni kilku lat bardzo się to w Polsce zmieniło. Takim moim drugim, pobocznym celem na tym turnieju jest promocja tenisa” – podkreśliła.
Kolejną rywalką Świątek była Gabriela Lee. Rumunka w pierwszej rundzie pokonała Cypryjkę Ralucę Georgianę Serban 3:6, 6:2, 7:5.
W momencie zamykania tego numeru Dziennika Trybuny mecz Świątek – Lee jeszcze trwał.
bnn/pap