9 listopada 2024

loader

Szczypiornistki na huśtawce

W sobotę reprezentacja naszych piłkarek ręcznych po znakomitym meczu pokonała wyżej notowaną Szwecję 33:30. Niestety, w niedzielę biało-czerwone  przegrały z Czeszkami, chociaż druga połowę zaczynały z przewagą pięciu bramek.

W sobotę w pierwszym występie Polek w mistrzostwach świata piłkarek ręcznych w ich ekipie wszystko funkcjonowało na najwyższym poziomie, dlatego biało-czerwone sprawiły sensację i pokonały faworyzowane Szwedki 33:30 (17:15). Najskuteczniejsze w naszej drużynie były Kinga Achruk (9 goli), Karolina Kudłacz-Gloc (7) i Kinga Grzyb (6), ale największą bohaterką w polskim zespole była bez wątpienia bramkarka Adrianna Płaczek, która broniła jak w transie. Swój koncert zaczęła tuż przed przerwą i dzięki jej skutecznym paradom Polki schodziły do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. Po zmianie stron Płaczek nie spuściła z tonu, a że jej koleżanki z pola raz za razem forsowały obronę Szwedek, to polski zespół momentami uzyskiwały nawet pięciobramkową przewagę. Naszym szczypiornistkom przydarzyły się niewielkie przestoje w grze, z których skrzętnie korzystały rywalki i wtedy odrabiały straty, ale takie momenty nie trwały długo i biało-czerwona maszyna znów pracowała jak należy. Ostatecznie biało-czerwone wygrały 33:30, co w Szwecji przyjęto z niedowierzaniem.
Polki chciały pójść za ciosem i wygrać też z reprezentacją Czech, ale ich niedzielne rywalki miały równie ambitny plan i także była pozytywnie nakręcona po sobotnim zwycięstwie nad Argentyną (28:22). Biało-czerwone rozpoczęły mecz lepiej. Broniły się skutecznie, w odbiorze piłki były agresywne, a po przechwycie wyprowadzały zabójczo skuteczne kontry i po 10. minutach prowadziły 5:1. W bramce wysoki poziom trzymała Adrianna Płaczek i jej znakomitych statystyk nie była w stanie popsuć nawet fenomenalnie grająca gwiazda czeskiego zespołu Marketa Jerzabkowa. Rywalki Polek otrząsnęły się dopiero pod koniec pierwszej połowy i grając wtedy w przewadze zmniejszyły stratę do Polek do jednej bramki.
Po zmianie stron nic jednak jeszcze nie zapowiadało klęski biało-czerwonych. Płaczek nadal broniła jak w transie, grą drużyny mądrze zarządzała doświadczona Kinga Achruk, przy wsparciu ze strony Karolina Kudłacz-Gloc i aktywnej Joanny Drabik, co zapewniało Polkom pięciobramkową przewagę. Trener reprezentacji Czech zmienił jednak ustawienie w obronie na 5-1 i od tego momentu Polki przestały zdobywać bramki z taką regularnością, jaka prezentowały wcześniej. Na kwadrans przed końcem spotkanie był remis 19:19, a pięć minut później 22:20 dla czeskiej ekipy. Nasze szczypiornistki nie potrafiły już odzyskać inicjatywy i ostatecznie przegrały 25:29. We wtorek 5 grudnia czeka je jeszcze trudniejsza konfrontacja, bo zmierzą się z broniącymi mistrzowskiego tytułu Norweżkami. Ale może huśtawka ich formy w tym meczu będzie, jak ze Szwecją, znów wysoko?

trybuna.info

Poprzedni

Ogórek z plasteliny

Następny

Nowa jakość, nowe możliwości