W Lidze Mistrzów mamy już tylko Kamila Glika, który we wtorek wraz z kolegami z AS Monaco zagra w półfinale rewanż z Juventusem Turyn. Dla ekipy z Księstwa Monako ważniejszym celem jest jednak zdobycie mistrzostwa Francji.
AS Monaco pewnie zmierza po mistrzostwo Francji. Drużyna Kamila Glika pokonała Nancy (3:0). Polak rozegrał pełne 90 minut i znów był opoką defensywy zespołu z Księstwa Monako. „Dla nas wciąż najważniejsze jest zwycięstwo w lidze. Przed Monaco cztery finały” – stwierdził nasz reprezentacyjny obrońca po porażce z Juventusem (0:2) w półfinale Ligi Mistrzów. Pierwszym z owych „finałów” była potyczka z walczącym o utrzymanie Nancy. Trener AS Monaco Leonardo Jardim nie zważając na czekający jego zespół wtorkowe starcie rewanżowe z Juventusem do boju posłał najlepszych piłkarzy, jakich miał do dyspozycji. Skoncentrowane Monaco od razu zepchnęło rywala do defensywy. Zrobiło to tak intensywnie, że już w 3. minucie gospodarze wbili sobie bramkę samobójczą. Jeszcze przed przerwą wynik podwyższył Bernardo Silva. Asystę zaliczył Thomas Lemar. Ten sam piłkarz kilka minut przed końcem meczu bramką przypieczętował zwycięstwo przybliżające Monaco do upragnionego tytułu mistrza Francji. Dla Glika i jego kolegów było to dziewiąte ligowe zwycięstwo z rzędu. Następna wygrana zapewni im upragniony mistrzowski tytuł.
Znacznie mniej udany weekend miał inny z filarów naszej piłkarskiej reprezentacji – Robert Lewandowski. W środku tygodnia kapitan biało-czerwonych został szczęśliwym ojcem i bardzo chciał uczci narodziny córki Klary golem i zwyczajową „kołyską”, ale jego koledzy z Bayernu Monachium nie chcieli mu pomóc w spełnieniu tego marzenia, chociaż przed meczem z ostatnim w Bundeslidze zespołem Darmstadt zapowiadali w mediach, że bd grali na „Lewego” żeby pomóc mu w zdobyciu korony króla strzelców. Niestety, skłamali, bo w meczu Lewandowski miał ledwie trzy sytuacje do strzelenia gola i żadnej z tzw. stuprocentowych. Być może zawinił trener Carlo Ancelotti, który posłał na boisko drugi garnitur graczy, z Diego Costa i Renato Sanchezem na czele. Skończyło się na mizernym zwycięstwie 1:0, a i to dzięki postawie rezerwowego bramkarza Bayernu, który w końcówce spotkania wybronił rzut karny. Lewandowski był wyraźnie rozczarowany nieżyczliwością kolegów i chyba zdał sobie sprawę, że przez to nie wygra strzeleckiej rywalizacji z Pierre’m-Emerickiem Aubameyangiem z Borussii Dortmund. Jego najgroźniejszy rywal w wyścigu o koronę króla strzelców zmarnował rzut karny, ale w końcówce meczu z Hoffenheim zdołał strzelić zwycięskiego gola z podania Łukasza Piszczka i dziki temu ma teraz 28 goli na koncie – tyle samo co „Lewy”.