Prezes Bayernu Monachium Uli Hoeness wydał decyzję, że w klubowej szatni ma obowiązywać wyłącznie język niemiecki. Piłkarze, którzy jeszcze się go nie nauczyli, mają to zrobić jak najszybciej. Inaczej fora ze dwora.
Temat natychmiast podchwycił największy niemiecki brukowiec „Bild” podejmując się oceny znajomość języka niemieckiego wśród występujących w zespole Bayernu obcokrajowców. Zawodnikom przyznano noty w skali od 1-6, gdzie „1” oznacza klasę światową, a „6” poziom beznadziejny. Dziennikarze „Bilda” „1” przyznali tylko jednemu graczowi mistrza Niemiec – Holendrowi Arjenowi Robbenowi.
Jak w tym zestawieniu wypadł Robert Lewandowski? Nieźle. Kapitan reprezentacji Polski otrzymał za swoją znajomość niemieckiego otrzymał notę „2”. Gorzej od „Lewego” wypadli w tym rankingu Hiszpanie Javi Martinez i Xabi Alonso oraz Francuz Franck Ribery i Brazylijczyk z niemieckim paszportem Rafinha, którym „Bild” przyznał „3”. Co ciekawe, znajomość języka niemieckiego przez trenera monachijskiej drużyny Carlo Ancelottiego oceniono na notę „4”, ale włoski szkoleniowiec znacznie lepiej radzi sobie po hiszpańsku i angielsku, więc problemów z komunikacją nie ma.
Słabiutko w ocenie „Bilda” wypadli Chilijczyk Aruro Vidal i Brazylijczyk Douglas Costa, którym przyznano „5”, ale najgorzej najmłodsi w kadrze Francuz Kingsley Coman oraz kupiony latem ubiegłego roku Portugalczyk Renato Sanches. Ich znajomość niemieckiego oceniono na „6”, czyli uznano za beznadziejnie słabą.
„Głównym językiem w szatni ma być znów niemiecki. Język to spoiwo. Bez możliwości swobodnego porozumiewania się wszystkich piłkarzy natychmiast potworzą się grupki i duch drużyny się ulotni” – przekonuje Hoeness. W kwestii komunikowania się piłkarzy niewątpliwie ma rację, tylko dlaczego chce zaprowadzić w wybitnie międzynarodowej szatni Bayernu dyktat języka niemieckiego? Pytanie jest rzecz jasna retoryczne.
W Polsce wysoka ocena znajomości niemieckiego przez „Lewego” nie budzi zdziwienia ani dumy. Odkąd nasi piłkarze zaczęli masowo wyjeżdżać do zagranicznych klubów, a trwa to już czterdzieści lat, praktycznie każdy z nich musiał się nauczyć, lepiej lub gorzej, komunikować w języku kraju, do którego los go rzucił. Lewandowski w zasadzie nie musiał uczyć się niemieckiego, bo znał angielski. Ale posłuchał rady doświadczonych kolegów i dzisiaj nie musi obawiać się połajanek ze strony prezesa Bayernu. Ale tak przy okazji to chyba można spytać prezesów polskich klubów, dlaczego nie wymagaj aby zatrudniani przez nich cudzoziemscy piłkarze nie uczyli się naszego języka? Za mało im płacą czy co?