„Sukces Magdy Linette wisiał w powietrzu od wielu lat. Teraz go mamy” – skomentował awans tenisistki z Poznania do ćwierćfinału wielkoszlemowego Australian Open jej krajan Wojciech Fibak. Polka o półfinał zagra z Karoliną Pliskovą z Czech.
Bez wątpienia to największy sukces w karierze Linette, mającej dotychczas w dorobku dwa tytuły WTA w turniejach Bronx Open w Nowym Jorku (2019) i Hua Hin (2020). W Wielkim Szlemie dotychczas osiągała trzecie rundy. Teraz jej talent eksplodował na antypodach.
„Ten sukces wisiał w powietrzu od kilku lat. Magda osiągała swoje małe sukcesy, ale teraz gra bajkowo” – cieszy się Fibak, który podkreślił, że zarówno on, jak i Linette reprezentowali barwy tego samego klubu i miasta – AZS Poznań.
30-letnia Polka pierwszy swój „dorosły” turniej (rangi 25 tys. USD) wygrała w czerwcu 2010 r. w Szczecinie. Od 2015 roku jest notowana w pierwszej setce singlistek. Jednak ciągle była w cieniu – najpierw Agnieszki Radwańskiej, ostatnio Igi Świątek. Teraz w Australian Open to ona jest w elicie, osiągnęła najlepszy wynik z Polaków.
„Magda jest cicha, wrażliwa, delikatna, ale niesamowicie pracowita. Wierzyliśmy, że jej sukces kiedyś nastąpi. I nadszedł. Ćwierćfinał jest wielkim osiągnięciem, ale w Melbourne może ugrać więcej” – uważa Fibak.
Były tenisista aktualnie przebywa we Francji i obserwował, jaka atmosfera panowała przed meczem Linette z Caroliną Garcią.
„Na Francuzce ciążyła wielka presja. Ona ostatnio też była w bardzo dobrej formie i oczekiwano od niej sukcesu w Melbourne. Tutejsze gazety dużo rozpisywały się o Garcii przed meczem z Linette. Teraz jest zawód” – opowiadał Fibak.
W meczu o półfinał Linette zagra z Karoliną Pliskovą. Choć w Melbourne Czeszka nie przegrała jeszcze seta, ale miała dość łatwą drogę do ćwierćfinału. Najtrudniejszą rywalką była w 1/8 finału 22. w świecie Chinka Shuhai Zhang. Skończyło się 6:0, 6:4 dla byłej liderki rankingu. Na szczycie listy WTA Czeszka była w 2017 roku, choć nigdy nie wygrała turnieju wielkoszlemowego. Później trapiły ją kontuzje. We wrześniu wygrała z Linette w pierwszej rundzie US Open, ale mecz był wyrównany i rozstrzygnął tie-break w trzecim secie. Miesiąc później Polka jej się zrewanżowała odnosząc zwycięstwo w meczu turnieju finałowego Billie Jean King Cup 6:4, 6:1. Te wskazują, że można się w środę spodziewać wyrównanego starcia.
„Pliskova ma szybką rękę, ale prawie wcale się nie rusza. Jest dość nieprzyjemną rywalką na korcie. Sprawia wrażenie jakby nie cieszył jej tenis. Gra z miną, jakby wszystkie nieszczęścia świata na nią spadły. Potrafi jednak uderzać bardzo mocno i szybko, a przy swoim wzroście sprawia wrażenie, że sięgnie każdą piłkę. Nigdy jednak nie była moją faworytką. Dobrze, że Magda nie trafiła na którąś z trójki: Pegula, Rybakina, Sabalenka. Z Pliskovą ma duże szanse na półfinał” – uważa Fibak.
Linette: To jeszcze nie koniec
„Byłam tyle razy w 3. rundzie, że wiedziałam, iż stać mnie, by zrobić ten jeden krok więcej. I było wcale tak daleko od drugiego tygodnia. Pokonywałam rywalki wyżej notowane ode mnie, dlatego pojawiała się frustracja, że dlaczego tak długo nie mogłam zrobić postępu w Wielkim Szlemie. A pojedyncze błędy przekładały się na większe straty, itd. Dlatego, choć oczywiście bardzo dużo pracowaliśmy nad moją grą, ale jednak zmiana podejścia, takie dorośnięcie, większa dojrzałość emocjonalna, lepsze kontrolowanie emocji to była wielka rzecz dla mnie i całego teamu” – mówiła na pomeczowej konferencji prasowej Magda Linette. Polka nie kryła radości z życiowego sukcesu ale nie zamierza spoczywać na laurach. „Cieszę się, ale to nie koniec. Jesteśmy w połowie turnieju, jest jeszcze parę meczów do rozegrania, więc nie tracę koncentracji i skupiam się na kolejnej rundzie” – podsumowała.
W momencie zamknięcia numeru nie znamy wyniku rozegranego w nocy z wtorku na środę pojedynku z Karoliną Pilskovą.
JAM/PAP