Ubiegłoroczny mistrz świata w biegu na 100 m Christian Coleman został zawieszony z powodu unikania kontroli antydopingowej. Amerykańskiemu sprinterowi grozi teraz dwuletnia dyskwalifikacja.
We wrześniu ubiegłego roku na mistrzostwach świata w Dausze Coleman wygrał bieg na 100 m z rewelacyjnym czasem 9,76, wyprzedzając na podium rodaka Justina Gatlina (9,89) i Kanadyjczyka Andre De Grasse (9,90). Był faworytem do olimpijskiego złota w Tokio, ale teraz jego start w przełożonych na przyszły rok igrzyskach stanął pod wielkim znakiem zapytania. Coleman podpadł organom antydopingowym 9 grudnia ubiegłego roku, bo kontrolerzy nie zastali go pod adresem, jaki wskazał. Było to już jego czwarte takie wykroczenie – wcześniej miały miejsce 6 czerwca 2018, 16 stycznia 2019 i 26 kwietnia 2019 roku. Ponieważ grudniowa wpadka była trzecią w ciągu jednego roku, Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) podjęła decyzję o tymczasowym zawieszeniu sprintera. Coleman dostał czas na złożenie odwołania, ale chyba spodziewał się kary.
Coleman tłumaczył swoją nieobecność niezbyt przekonująco. Twierdził, że kontrolerzy nie zastali go w domu, bo akurat wyszedł wtedy do pobliskiego centrum handlowego, żeby kupić prezenty świąteczne dla najbliższych. Jako dowód przedstawił wyciągi bankowe. „Byłem gotowy na kontrolę i gdybym dostał telefon, natychmiast bym się zgłosił” – zapewniał krnąbrny lekkoatleta. I jako nie omieszkał dodać, że ostatecznie został skontrolowany dwa dni później, a potem jeszcze wielokrotnie, także podczas kwarantanny. „Ale to oczywiście nie ma znaczenia, podobnie jak fakt, że nigdy się nie dopingowałem” – z przekąsem podkreśla Coleman. Niestety dla niego, regulamin antydopingowy jasno bowiem stanowi, że błędne zgłoszenie aktualnego miejsca pobytu lub nieobecność w podanej lokalizacji trzy razy w roku jest traktowane jako unikanie kontroli, a za to grozi zawieszenie oraz dwuletnia dyskwalifikacja. Jeśli taką karę Coleman dostanie, za rok nie wystartuje w Tokio.