PZPN rozwiązał kontrakty z tzw. ambasadorami młodzieżowych reprezentacji Polski. Posady stracili znani przed laty piłkarze – Jacek Bąk, Jarosław Bieniuk, Andrzej Juskowiak i Radosław Gilewicz.
Oficjalnie jako powód zdymisjonowania kwartetu ambasadorów podano „wyczerpanie formuły współpracy”. W rzeczywistości wywalono ich hurtowo przez Jacka Bąka, który miał namawiać zawodników reprezentacji młodzieżowych do nawiązania współpracy z piłkarskim menedżerem Przemysławem Pańtakiem, właścicielem agencji „Football Management Group”, która zarządza interesami m.in. Arkadiusza Milika, Wojciecha Golli, Tomasza Kędziory, Krzysztofa Mączyńskiego i Pawła Wszołka. Wieść gminna niesie, że Bąk wykorzystywał swoje stanowisko oraz służbowe kontakty z kadrowiczami do werbowania ich w szeregi klientów agencji „Football Management Group”. Nie jest to bynajmniej w piłkarskich środowisku coś nowego ani uważanego w tych kręgach za naganne. Ocena postępowania „naganiacza” zależy wyłącznie od tego, czy ten dla którego pracuje ma odpowiednio dobre stosunki z działaczami PZPN.
A Pańtak widać musiał sobie ostatnio dobre układy w piłkarskiej centrali popsuć, skoro nagle, po trzech latach, jego „ambasador” dostał po głowie. Żeby jednak rzecz całą zagmatwać, pezetpeenowcy zastosowali odpowiedzialność zbiorową. Ocalał jedynie Juskowiak, którego zostawiono w sztabie kadry U-21 w roli asystenta trenera Marcina Dorny.
To rzecz jasna wcale nie oznacza, że teraz nikt już nie będzie się kręcił w kadrach młodzieżowych wokół młodych zawodników i namawiał ich do przyjmowania ofert od piłkarskich menedżerów. Pod tym względem nic się nie zmieni, zmienią się jedynie „naganiacze”.