Nie tylko polska służba zdrowia przeżywa kryzys. W okolicach Bożego Narodzenia prawie 17 tys. pacjentów czekało godzinami w karetkach na przyjęcie do lekarza. Wszystkie operacje, które nie ratują życia, odłożono o miesiąc.
Brytyjska służba zdrowia przeżywa największy kryzys od dziesięcioleci. Swój udział miała w tym epidemia grypy, ale też… Brexit.
Dziennikarze wspominają z przekąsem, jak tuż przed przed referendum w czerwcu 2016 r. po Wielkiej Brytanii jeździły autobusy z napisem „350 mln funtów tygodniowo”. Miała to być suma, która Boris Johnson obiecał przeznaczyć na system ubezpieczeń zdrowotnych (NHS), jeśli Zjednoczone Królestwo wyjdzie z Unii i oszczędzi te pieniądze na składce do budżetu UE. Z tych obietnic nie tylko nic nie wyszło, ale też sytuacja w szpitalach zaczęła przypominać prawdziwy armageddon.
Placówki są obłożone, brakuje lekarzy, brakuje pielęgniarek, za chwilę zabraknie pieniędzy na usługi medyczne – bo darmowy i powszechny system ubezpieczeń ledwo dyszy.
W okolicach Bożego Narodzenia 16,9 tys. pacjentów chorych na samą tylko grypę kwitło w karetkach przed szpitalami. Brytyjskie przepisy mówią o tym, że w szpitalach zajęte może być maksymalnie 85 proc. łóżek (reszta zarezerwowana jest na nagłe przypadki). W tym roku po raz pierwszy normy przekroczyły 100 proc., a pacjenci i tak czekali na miejsce. Wszystkie mniej ważne operacje odłożono na przełom stycznia i lutego.
– Każdej zimy NHS daje się zaskoczyć, ale tym razem sytuacja jest szczególnie trudna – powiedział w rozmowie z „Rz” Christian Dustmann, profesor University College w Londunie. – Złożyło się na to kilka czynników. Po dojściu do władzy Davida Camerona w maju 2010 r. władze systematycznie obcinały fundusze na służbę zdrowia i dziś płacimy za to rachunek. Ale też z powodu brexitu zaczyna brakować lekarzy i pielęgniarek, którzy przyjeżdżali z krajów Unii, a to często jest podstawa personelu medycznego.
Dusmann twierdzi, że kluczowe dla służby zdrowia będzie najbliższe 10 miesięcy. Opinia publiczna zaczyna już łączyć kłopoty szpitali z rozwodem z Unią i prawdopodobnie zacznie za chwilę naciskać na utrzymanie swobody zatrudniania lekarzy i pielęgniarek z Europy, na które narzekała do grudnia 2017.
W publicznych szpitalach w Anglii zatrudnionych jest 53 tys. lekarzy z państw Unii.
– Czy wie pani, że gdybym też czekał kilka godzin w karetce na przyjęcie do szpitala, dzisiaj nie rozmawialibyśmy tutaj? – dziennikarz BBC Andrew Marr poprosił w tym tygodniu Theresę May o komentarz do tej katastrofy (redaktor w 2013 r. przeszedł zawał serca).
– Nikt nie jest doskonały… – odpowiedziała premier.