W przeddzień szczytu UE, którego jednym z głównych tematów jest Brexit, pozycja negocjacyjna brytyjskiej premier została znacznie osłabiona.
Zgodnie z przyjętą przez brytyjską Izbę Gmin poprawką do projektu ustawy o opuszczeniu przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej to nie rząd, ale parlament podejmie ostateczną decyzję w sprawie zasad, na których się to dokona. Analitycy oceniają to jako porażkę Theresy May – i to podwójną. Po pierwsze, jej pozycja negocjacyjna została poważnie osłabiona, bo cokolwiek wynegocjuje, i tak nie będzie wiążące, po drugie – dlatego, że jej własna partia jest coraz głębiej podzielona i znacząca jej część nie popiera działań rządu w odniesieniu do Brexitu. Znamienny jest fakt, że poprawkę, za którą głosowało opozycja poparło nie tylko kilkunastu posłów Partii Konserwatywnej, ale i to, że jej autorem był polityk z jej szeregów – Dominic Grieve. Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn na Twitterze ocenił wynik głosowania (309 głosów za przy 305 głosach przeciw) jako „poniżającą utratę autorytetu dla rzędu w przeddzień szczytu UE”.
Dyskusja w sprawie, do kogo ma należeć ostatnie słowo w sprawie warunków Brexitu toczyła się niemal od początku procesu negocjacji, ale do tej pory rządowi udawało się przekonywać parlamentarzystów, że to on powinien być nie tylko głównym, ale wręcz jedynym rozgrywającym. Pierwszym poważnym sygnałem, że tak być nie musi, było głosowanie w sprawie regulacji prawnych okresu przejściowego i tego, w jaki sposób prawodawstwo unijne obowiązujące w Zjednoczonym Królestwie ma być zastępowane przez prawodawstwo krajowe. Równocześnie seria wpadek negocjacyjnych – a szczególnie ostatnia, związana z uzgadnianiem specjalnej klauzuli dotyczącej granicy pomiędzy Irlandią Północną a Republiką Irlandii – autorytet premier May i jej negocjatorów niemal doszczętnie zniszczyły. Nieudolność w prowadzeniu negocjacji krytykowana bezlitośnie przez stronę unijną oraz zachwianie wiarygodności rządu jako partnera zdolnego do podejmowania zobowiązań i uzgadniania porozumień przelały wreszcie czarę.
Z drugiej wprawdzie strony, przyjęcie poprawki należy ocenić jako rezultat pozytywny. Jak słusznie zauważył Guy Verhofstad, który koordynuje sprawę Brexitu w Parlamencie Europejskim, oznacza ona, iż parlament przejął kontrolę nad procesem wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE. A to oznacza, że kluczowe decyzje zostaną podjęte przez pochodzącą z wyboru władzę ustawodawczą, a nie skłonnych do arbitralnych rozstrzygnięć urzędników usiłujących wyłamać się spod parlamentarnej kurateli.