Jeszcze nie wiadomo, jak z tym Brexitem będzie. Brytyjski Wysoki Trybunał (High Court) orzekł, że rząd Theresy May musi mieć zgodę parlamentu, aby rozpocząć proces wychodzenia W. Brytanii z UE. A w parlamencie przeciwników Brexitu było w okresie referendum czerwcowego zdecydowanie więcej, niż zwolenników.
Jednak Trybunał dał rządowi zgodę na złożenie apelacji. Prawnik rządu zapowiedział, że odwoła się do Sądu Najwyższego, który zajmie się sprawą w dniach 5-8 grudnia. Oświadczenie rządu głosi: „Kraj zdecydował o opuszczeniu Unii Europejskiej w referendum, które zostało zatwierdzone ustawą parlamentu. I rząd jest zdeterminowany, aby szanować wynik głosowania”.
Skargę do Trybunału złożyła znana przedsiębiorczyni Gina Miller. Jej zdaniem rząd nie może podjąć żadnych działań bez uprzedniej zgody parlamentu. Z kolei Theresa May uważa, że nie musi mieć aprobaty parlamentu, by uruchomić art. 50 Traktatu Lizbońskiego, co byłoby formalnym początkiem Brexitu.
Na decyzję Trybunału zareagował funt, który gwałtownie zyskuje do dolara.
Perspektywy dalszego biegu wydarzeń są niejasne. Jeśli Sąd Najwyższy odrzuci odwołanie, możliwe będzie głosowanie w parlamencie nad rozpisaniem nowego referendum. Ponieważ Brytyjczycy w czerwcu opowiedzieli się za wyjściem z UE niewielką liczbą głosów, możliwe jest odwrócenie decyzji. Wiele osób bowiem żałowało poparcia Brexitu, gdy dowiedziało się jakie mogą być tego następstwa. Jedno z nich to poważna perspektywa nowego referendum niepodległościowego w Szkocji. Duże niezadowolenie pojawiło się także w Irlandii Północnej, gdzie nieistniejąca w praktyce granica z Republiką Irlandzką ma znów stać się granicą prawdziwą.