Napięcie między dwoma mocarstwami atomowymi – Indiami i Pakistanem – rośnie od kilku miesięcy, a najnowszą jego kulminacją było wycofanie przez Delhi 8 dyplomatów z Islamabadu po tym, jak władze pakistańskie udostępniły („przecieki”) miejscowym środkom przekazu nazwiska i zdjęcia 5 z nich jako szpiegów, którzy mają być wydaleni. Wycofanie dyplomatów strona indyjska uzasadniła powstałym dla nich zagrożeniem.
Tuż przed tym, w Delhi podano, że wskutek ostrzału moździerzowego z Pakistanu po indyjskiej stronie zginęło w Kaszmirze 8 cywilów, w tym 2 dzieci. A dzień wcześniej to władze pakistańskie podały, że w regionie Dżammu, po ostrzale z Indii, zginęło 6 osób. Wobec takiego rozwoju wydarzeń po indyjskiej stronie linii kontroli zamknięto 300 szkół, a po pakistańskiej – 25. Armia indyjska podała 30 października, iż zniszczyła 4 pakistańskie posterunki wojskowy za sporną granicą w Kaszmirze w sektorze Keran i wojsko pakistańskie „poniosło ciężkie straty”.
Z kolei w połowie września 4 wojujących islamistów dokonało czegoś na kształt zamachu samobójczego, atakując obóz wojska indyjskiego w Kaszmirze. Wszyscy zginęli, ale uśmiercili 19 żołnierzy i ranili 35. Były to największe straty indyjskie w Kaszmirze od 14 lat. Strona indyjska oskarżyła władze pakistańskie, że stały za zamachem.
Nasilenie rozruchów ludności muzułmańskiej w Kaszmire indyjskim trwa od początku lata. Bezpośrednią przyczyną zaognienie było zabicie 8 lipca jednego z popularnych dowódców separatystów kaszmirskich. W starciach z indyjskimi siłami porządkowymi zginęło co najmniej 78 cywilów, a tysiące odniosły różnego rodzaju obrażenia.
Ale już w lutym doszło do kolejnego ataku, jak w miesiącach poprzedzających. Trzech świetnie wyszkolonych napastników zaatakowało autobus z policjantami indyjskimi w rejonie Śrinagaru, a potem wtargnęli do pobliskiego rządowego ośrodka szkoleniowego, gdzie przebywało ok. 100 osób i zabarykadowali się w nim. Zginęli, ale po trzydniowej strzelaninie. Nie wiadomo, ile było ofiar ogółem.
Kaszmir to kość niezgody między Indiami i Pakistanem od 1947 r., kiedy Indie brytyjskie zostały podzielone na dwa niepodległe państwa. Ostatnia wojna indyjsko-pakistańska rozegrała się 45 lat temu. Armia pakistańska (w istocie Pakistanu Zachodniego) na potęgę mordowała zbuntowanych Bengalczyków z Pakistanu Wschodniego i wtedy Indie skorzystały ze sposobności, by pomóc powstać Bangladeszowi.
W rezultacie, prezydent Pakistanu, Zulfikar Ali Bhutto postawił na skonstruowanie broni jądrowej („dla cywilizacji islamu”) jako gwarancji nie poniesienia następnej klęski w wojnie konwencjonalnej z hinduskimi Indiami. Indie zresztą też szybko przystąpiły do prac na własną bombą A i wybuchu próbnego dokonały w 1974 r.
W publicystyce międzynarodowej obowiązuje mądrość, że broń jądrowa po obu stronach to gwarancja, że nie dojdzie do kolejnej, ale na wielką skalę, wojny między Indiami i Pakistanem. W dzisiejszych czasach nie jest to ani trochę pewne. Jak widać od kilku lat, zastępy muzułmanów gotowych ponieść „śmierć męczeńską” za wiarę tylko powiększają się.
Nie można wykluczyć udanego przejęcia władzy w Pakistanie przez wojujących islamistów i kontroli nad bombą A. I użycia jej wobec niewiernego wroga po indyjskiej stronie. Świat stanął w obliczu takiej groźby na przełomie 2001 i 2002 r., kiedy doszło do zamachu na parlament w Delhi, dokonanego przez wspieranych z Islamabadu separatystów kaszmirskich. Tylko dzięki naciskom społeczności międzynarodowej z USA na czele nie wybuchła wielka wojna z użyciem bomby A.
Nie trzeba III wojny światowej, by zginęły miliardy ludzi, a ludzkość na lata pogrążyła się w nędzy. Wystarczy konflikt regionalny, w którym użyty zostanie ułamek światowego arsenału jądrowego. Symulacje przeprowadzone przez fizyków i klimatologów pokazują, że ograniczona wymiana uderzeń jądrowych może doprowadzić do gwałtownego ochłodzenia Ziemi, co w skrajnym przypadku kosztowałoby życie 2 miliardów ludzi.