⛅ Ładowanie pogody...

Latająca łapówka Trumpa

Donald Trump ma otrzymać od katarskiej rodziny królewskiej luksusowy samolot Boeing 747-8 wart 400 milionów dolarów – czyli około 1,6 miliarda złotych. Maszyna, która przez resztę kadencji będzie pełnić rolę tymczasowego Air Force One, po jej zakończeniu trafi do jego prywatnej fundacji. Choć formalnie przekazana zostaje Departamentowi Obrony, cała operacja wygląda na polityczną łapówkę od autorytarnego reżimu – sprytnie opakowaną w pozory legalności i sprzeczną z zasadami amerykańskiej konstytucji.

W amerykańskim prawie istnieje tzw. klauzula emolumentów, zawarta w artykule I konstytucji. Zabrania ona urzędnikom federalnym, w tym prezydentowi, przyjmowania prezentów, pieniędzy czy tytułów od zagranicznych rządów – chyba że zgodę na to wyrazi Kongres. Taka zgoda nie została w tym przypadku udzielona. Administracja Trumpa powołuje się jedynie na „notyfikację” – czyli poinformowanie Kongresu o darowiźnie – ale nie odbyło się to w formie głosowania, co budzi poważne wątpliwości prawne.

Na ten sam problem wskazuje organizacja CREW (Citizens for Responsibility and Ethics in Washington), która złożyła pozew do sądu federalnego, domagając się zablokowania przekazania samolotu. Jej prawnicy podkreślają, że nawet jeśli maszyna formalnie trafia najpierw do rządu, to kończy w rękach fundacji Trumpa, co stanowi obejście konstytucyjnego zakazu przyjmowania korzyści od obcych państw. Ich zdaniem to nie tylko kwestia etyki – to modelowy przykład obchodzenia prawa, które miało chronić urząd prezydenta przed zagranicznymi wpływami.

Dodatkowo, jak ujawniono, Trump sam negocjował warunki darowizny z emirem Kataru podczas prywatnego spotkania na Florydzie. To nie Pentagon prowadził rozmowy. W efekcie powstała konstrukcja prawna, która daje Trumpowi realną i wymierną korzyść – przy zachowaniu pozorów legalności.

Sam Boeing 747-8, który w standardzie mieści niemal 500 pasażerów, w wersji przygotowanej dla Trumpa zostanie całkowicie przekształcony. Kabina zostanie podzielona na kilka stref: operacyjną z wojskową łącznością satelitarną MILSATCOM, salę konferencyjną na 50 osób z teleprezencją oraz prywatny apartament z marmurową łazienką i złoceniami. Samolot otrzyma też hermetyzację kabiny na wypadek ataku chemicznego oraz systemy obronne stosowane w siłach powietrznych – wyrzutnie flar i elektroniczne zakłócacze. Koszt modernizacji to kolejne 150–200 milionów dolarów. Wszystko to po to, by samolot mógł służyć Trumpowi do końca kadencji, a następnie trafić do jego fundacji.

Co ważne, cała sytuacja uderza bezpośrednio w Boeinga, który od 2018 roku realizuje kontrakt z rządem USA na budowę dwóch nowych samolotów VC-25B – oficjalnych Air Force One. W kontrakcie znajduje się klauzula wyłączności, zgodnie z którą tylko Boeing może produkować prezydenckie maszyny w ramach tego programu. Choć maszyna z Kataru również pochodzi z fabryk Boeinga, została kupiona i przekazana poza oficjalnym kanałem rządowym, co stawia firmę w niezręcznej sytuacji. Tym bardziej że nowe samoloty VC-25B są opóźnione o niemal cztery lata i przekroczyły budżet o ponad miliard dolarów – a prezydent tymczasem korzysta z „daru” od obcej monarchii.

Nie można pominąć także szerszego kontekstu. Katar od lat buduje swoje wpływy w USA – poprzez inwestycje w nieruchomości, fundusze, think-tanki i przemysł zbrojeniowy. W 2024 roku Qatar Investment Authority przejął 49% udziałów w firmie Vertex Aerospace – dostawcy usług logistycznych dla armii USA. W tym samym czasie trwają negocjacje o zwiększenie obecności wojsk amerykańskich w katarskiej bazie Al Udeid. Przekazanie samolotu Trumpowi wygląda więc jak element tej szerszej strategii – miękkiej dyplomacji za miliardy.

Demokraci już zareagowali. Kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez nazwała sprawę „ustawową korupcją”, podkreślając, że przyjęcie takiego daru od obcego rządu podważa fundamenty przejrzystości i niezależności władzy wykonawczej. Jej zdaniem Trump wykorzystuje lukę prawną do przyjęcia prezentu, który w każdej innej sytuacji zostałby uznany za próbę wywierania wpływu przez obce państwo.

Z kolei Republikanie, bez dziwienia, bronią decyzji, argumentując, że to oszczędność dla podatników – bo nowe Air Force One kosztowałoby cztery razy więcej. Tyle że ten argument pomija sedno sprawy: nie chodzi o to, ile kosztuje samolot, tylko kto go daje, komu i na jakich zasadach. Prezydent przyjmuje prezent od obcej monarchii absolutnej, która jednocześnie inwestuje w amerykańską infrastrukturę wojskową i zabiega o polityczne przywileje.

Jeśli sąd uzna, że taka darowizna jest legalna, stworzy niebezpieczny precedens. Każdy kolejny prezydent będzie mógł przyjąć luksusowy prezent od obcego rządu – wystarczy, że po drodze trafi on na chwilę do jakiejś agencji federalnej. A jeśli można dostać samolot wart 1,6 miliarda złotych, to co będzie następne? Hotel? Jacht? Prywatna wyspa?

Stany Zjednoczone od lat uczą świat, jak powinna wyglądać przejrzysta władza. A dziś pokazują, że wystarczy odpowiedni podpis, formalność i milczenie Kongresu, by prezydent supermocarstwa mógł legalnie przyjąć prezent wart więcej niż budżet małego państwa. Tak działa system skorumpowany do szpiku kości – nie demokracja.

Julian Mordarski

Redaktor naczelny Dziennika Trybuna, publicysta i komentator polityczny. Absolwent Polityki Społecznej, obecnie studiuje Dziennikarstwo i Medioznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Od czterech lat aktywnie związany z lewicowymi mediami, specjalizuje się w tematyce społecznej i międzynarodowej.

Poprzedni

Na dnie

Następny

Obywatele do urn