Angela Merkel w końcu zareagowała na dramat uchodźców na Morzu Śródziemnych. Odkąd włoski rząd kilka miesięcy temu wykończył unijną misję ratunkową Sophia, tonący migranci nie otrzymują żadnej zorganizowanej pomocy. Szefowa niemieckiego rządu oświadczyła w piątek, że reaktywacja państwowych misji jest rozwiązaniem, które Berlin jest gotów poprzeć.
Misja Sophia, która uratowała przed śmiercią w wodnej otchłani kilkadziesiąt tysięcy osób, została zakończona wiosną tego roku ze względu na opór Włoch, które pod rządami prawicowego rządu kategorycznie odmawiają przyjmowania jakichkolwiek uchodźców na swoje terytorium.
Dlatego też pewne nadzieje można wiązać z zapowiedzią kanclerz Angeli Merkel, która opowiedziała się za reaktywowaniem państwowych misji ratunkowych na Morzu Śródziemnym. – Byłoby dobrze, gdybyśmy i dziś mieli misję Sophia i statki pod państwową banderą, które ratowałyby ludzi – powiedziała niemiecka przywódczyni. – Misje ratunkowe na morzu są tak samo potrzebne jak zwalczanie przemytu ludzi – podkreśliła Merkel.
Słowa Merkel są zapewne efektem apelu, jaki wygłosiła organizacja pomocy uchodźcom Pro Asyl, która wezwała rząd, by na gruncie europejskim angażował się na rzecz wznowienia akcji mogących uratować tysiące ludzkich istnień.
– Tego rodzaju inicjatywa niemieckiej kanclerz zasługiwałaby na wsparcie – mówił szef organizacyjny Pro Asyl Guenter Burkhardt. – Uratowanych migrantów nie wolno jednak w żadnym wypadku zawracać do Libii. Trzeba byłoby im zezwolić na dotarcie na europejski ląd – zaznaczył. Wezwał on jednocześnie Angelę Merkel do zakończenia współpracy z libijskimi watażkami.
– Kiedy uchodźcy zawracani są do krajów Afryki Północnej, lądują potem w obozach niewolników. Kraje Afryki Północnej nie są bezpieczne – bezpieczeństwo może zapewnić uchodźcom tylko Europa – podkreślał Burkhardt.
Piątkowe wydanie dziennika „Times of Malta” przyniosło natomiast relację ocalonego Etiopczyka, który jako jedyny przetrwał próbę przedostania się z Libii do Europy małą pneumatyczną łódką. Mohammed po latach oszczędzania, wyruszył w podróż przez pustynię. W Az-Zawiji, libijskim porcie ok. 45 km na zachód od Trypolisu zapłacił przemytnikom 700 dolarów, którzy umieścili go w łódce wraz z 14 innymi osobami. Była wśród nich para z Ghany, w tym ciężarna kobieta, dwóch Etiopczyków i dziesięciu Somalijczyków. „Przemytnik dał nam GPS i powiedział płyńcie na Maltę”.
Najpierw zabrakło paliwa, bo przemytnik postanowił na nim zaoszczędzić, potem żywności i na końcu wody. „Zaczęliśmy pić morską wodę. Po pięciu dniach umarły dwie osoby. Potem umierały dwie dziennie”. „Widzieliśmy wiele statków. Krzyczeliśmy ‘ratunku, ratunku’, machaliśmy, ale nie zatrzymywały się. Był nad nami śmigłowiec, ale też w końcu odleciał.”
Upał spowodował, że smród zwłok stał się nie do wytrzymania. Mohammed wraz z ostatnim z Somalijczyków, wyrzucili zwłoki do wody i zostali na łódce sami. Etiopczyk nie zauważył śmierci swego ostatniego współpasażera, stracił przytomność. Wtedy zbliżył się do nich okręt maltańskiej marynarki, po sygnale z samolotu Frontexu.