Estrago patrimonial no prédio do Congresso Nacional, invadido na tarde deste domingo (8), por manifestantes bolsonaristas. É possível identificar objetos quebrados, cadeiras jogadas e vidros estilhaçados, além de extintores e mangueiras contra incêndio espalhadas pelo local. Na manhã desta segunda (9) a Polícia Federal faz perícia para avaliar danos ao Senado após as invasões. Foto: Pedro França/Agência Senado
Atak na brazylijskie ośrodki władzy dokonany przez zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro jest sygnałem dla demokratycznego świata, że nigdy nie należy tracić czujności przed skrajną prawicą mobilizującą się w mediach społecznościowych.
Stało się to, czego wielu się obawiało. Tydzień po zaprzysiężeniu Luli jako nowego prezydenta Brazylii hordy rozwścieczonych zwolenników Jaira Bolsonaro przeprowadziły atak na główne ośrodki władzy w stolicy Brazylii, niszcząc wszystko na swojej drodze, aby zaznaczyć swoją odmowę uznania wyniku wyborów prezydenckich. Lula uznał wydarzenia za „barbarzyńskie” i stwierdził, że brak odpowiednich zasad dotyczących bezpieczeństwa pozwolił „faszystowskim” zwolennikom Bolsonaro przełamać kordony utworzone przez brazylijskie wojsko przed budynkami rządowymi.
Sceny te wydawały się tym bardziej szokujące, że pod każdym względem przypominało to atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. dokonany przez oderwanych przez swoją wściekłość od resztek zdrowych zmysłów zwolenników Donalda Trumpa próbujących zablokować nominację Joe Bidena.
Atak nastąpił po miesiącach protestów zwolenników Bolsonaro, którzy twierdzą, że wybory, które Lula wygrał w październiku – były oszustem.
Bolsonaro spędził większość swojej kampanii prezydenckiej na fałszywych twierdzeniach na temat systemu wyborczego w kraju. Były prawicowy prezydent co prawda pogodził się z porażką kilka dni po wyborach, ale pod koniec listopada oficjalnie zakwestionował zwycięstwo Luli, powołując się na problem z oprogramowaniem systemu głosowania, mimo doniesień niezależnych ekspertów, że nie miało to wpływu na wynik wyborów.
Brutalność skrajnej prawicy nie zna granic
Tysiące demonstrantów wdarło się do budynku brazylijskiego Sądu Najwyższego, Kongresu i pałacu prezydenckiego, rozbijając okna, wywracając meble, podpalając dywany i niszcząc dzieła sztuki. Skradziono także oryginalną konstytucję kraju z 1988 roku oraz broń z prezydenckiego biura ochrony. Po sieci krążą nagrania, na których protestujący zwolennicy skrajnej prawicy uderzają policjanta na koniu, a później ściągają go z niego i tłuką pałkami. Istna dzicz.
Według niektórych mediów przeprowadzający atak na budynki państwowe to przyjezdni z różnych regionów kraju. Przybyli tam w ramach zorganizowanych grup podróżujących autokarami. Z informacji dziennika „O Dia” wynika, że do stolicy dotarło w sumie około 4 tys. radykalnych zwolenników Bolsonaro.
Ucierpieli przedstawiciele mediów
Protestujący zaatakowali co najmniej pięciu przedstawicieli mediów – wynika z informacji zebranych przez brazylijskie stowarzyszenia dziennikarzy Abraji oraz Jeduca.
We wspólnym oświadczeniu dwóch organizacji przekazano, że doszło również do przypadków uszkodzenia lub kradzieży sprzętu potrzebnego reporterom do pracy.
Wśród poszkodowanych znalazł się fotograf Pedro Ladeira, relacjonujący zamieszki dla brazylijskiego dziennika „Folha de S.Paulo”. Ladeira był popychany i kopany przez demonstrantów, którzy powiedzieli mu, że „przejmą Brazylię”.
Abraji i Judeca uznały, że w grupach dyskusyjnych zwolenników Bolsonaro pojawiają się groźby skierowane wobec mediów, które mają być „sposobem na wymuszanie, zawstydzanie i uniemożliwianie uprawiania dziennikarstwa”. Stowarzyszenia przekazały wyrazy solidarności z napadniętymi dziennikarzami i zaapelowały do władz o pociągnięcie do odpowiedzialności osób „odpowiedzialnych za smutne sceny, jakie miały miejsce w politycznym sercu Brazylii”.
Od 30 października 2022 r. do 6 stycznia 2023 r. Abraji odnotowało 77 ataków o podłożu politycznym na przedstawicieli mediów. W oświadczeniu stwierdzono, że rząd i siły bezpieczeństwa nie podejmują odpowiednich działań w celu rozwiązania problemu przemocy wśród skrajnie prawicowych grup.
Sytuację „opieszale” opanowano
Policja przejęła budynki rządowe po trzech godzinach oblężenia przez demonstrantów i rozproszyła tłum przy użyciu gazu łzawiącego.
Żandarmeria wojskowa w dzień po ataku zatrzymała ponad 1200 radykalnych zwolenników Jaira Bolsonaro, podejrzanych o udział w ataku. Wcześniej policja podawała, że w stolicy po zamieszkach zatrzymano około 300 osób. Zablokowano też wyjazd kilkudziesięciu autokarów, którymi do stolicy przybyli zwolennicy Bolsonaro.
Jednak można było tego uniknąć, bo już dzień wcześniej dziennik „O Estado de Sao Paulo” poinformował, że według raportów wywiadu rządowego 100 autobusów jedzie w kierunku stolicy. Według brazylijskich mediów publicznie ogłaszano rozkłady jazdy autobusów wiozących demonstrantów z różnych części kraju pod hasłami takimi jak: „przejmujemy stolicę”, „Plan B: wszyscy do Kongresu!”. Publicznie wzywano, aby przejąć budynki rządowe, a później ogłosić „rząd tymczasowy”, który zyska poparcie wojska.
„Ich atak był planowany co najmniej od dwóch tygodni za pośrednictwem platform społecznościowych, takich jak Telegram i Twitter, jednak siły bezpieczeństwa nie podjęły żadnego ruchu, aby zapobiec atakowi” – przekazała agencja Reutera.
Minister sprawiedliwości Flavio Dino poinformował, iż trwające śledztwo będzie miało na celu odkrycie, kto sfinansował kilkaset autobusów, które przywiozły zwolenników byłego prezydenta Brazylii do stolicy oraz zbadanie, czemu zawieszony już przez niego na okres 90 dni gubernator stanu federalnego Ibaneis Rocha nie przygotował odpowiednio ochrony budynków. Wcześniej zawieszony gubernator zdymisjonował sekretarza ds. bezpieczeństwa Andersona Torresa (Byłego ministra sprawiedliwości u Bolsonsaro) i wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji. Przyznał, że federalne służby bezpieczeństwa nie sprostały wyzwaniu, jakim było strzeżenie tych obiektów.
De Moraes zarządził także likwidację w ciągu 24 godzin obozów zwolenników Bolsonaro, które zorganizowali oni przed bazami wojskowymi w rejonie stolicy oraz odblokowanie wszystkich dróg i budynków. Ponadto sędzia polecił platformom społecznościowym Facebook, Twitter i TikTok zablokowanie kont użytkowników „rozpowszechniających antydemokratyczną propagandę”.
Wielu obserwatorów krytykuję słabość systemu bezpieczeństwa instytucji i bierność brazylijskiej policji, gdy budynki znalazły się w rękach demonstrantów. Na filmie, który krąży po Twitterze dwóch policjantów spokojnie rozmawia ze zwolennikami Bolsonaro podczas inwazji na Kongres.
Łatwą do zauważenia bierność służb porządkowych skrytykował też sam Lula. „Żandarmeria wojskowa stanu federalnego niestety nie wypełniła swoich obowiązków. Ludzie otwarcie wzywali do zamachu stanu przed koszarami i nic nie zostało zrobione. Żaden generał nie kiwnął palcem, aby im powiedzieć, że nie mogą tego robić (…). To nie zdarza się z ich strony po raz pierwszy” – stwierdził.
Prezydent wskazał, że pod koniec grudnia widział relacje z protestów przeciwko swojemu zaprzysiężeniu, podczas których – jak powiedział – żandarmi „również zachowywali się w sposób bierny”. Oskarżył niektóre siły bezpieczeństwa o współudział w zamieszkach.
Prezydent Brazylii ogłosił dekret umożliwiający przejęcie władzy przez administrację federalną w dystrykcie obejmującym stolicę kraju Brasilię. Zdaniem szefa państwa ma to na celu przywrócenie ładu w mieście po inwazji na budynki państwowe.
Dokument, jak wynika z wydanego przez Lulę oświadczenia, będzie obowiązywać do 31 stycznia.
Świat murem za Lulą
Murem za lewicowym przywódcą Brazylii stanęli niemal wszyscy światowi przywódcy. Między innymi prezydenci USA i Meksyku Joe Biden i Andres Manuel Lopez Obrador oraz premier Kanady Justin Trudeau we wspólnym oświadczeniu wyrazili swoje poparcie dla „wolnej woli narodu brazylijskiego” i dla demokratycznie wybranego prezydenta Luli. Dodatkowo Biden zdecydował się zaprosić brazylijskiego przywódcę do odwiedzenia Waszyngtonu na początku lutego, a Lula już przyjął to zaproszenie.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz napisał na Twitterze, że „Brutalne ataki na instytucje demokratyczne są zamachem na demokrację, którego nie można tolerować”. Dodał, że Niemcy stoją zdecydowanie po stronie brazylijskiego prezydenta i społeczeństwa.
Działania podjęte przez brazylijski rząd w celu uspokojenia sytuacji, przywrócenia porządku społecznego i zabezpieczenia stabilności narodowej zostały poparte przez Chiny słowami rzecznika chińskiego MSZ Wanga Wenbina.
Natomiast przywódcy Wenezueli i Boliwii ubolewają nad postawą „tych, którzy próbują ignorować wyniki demokratycznych wyborów”.
Prezydent Argentyny Alberto Fernandez zapewnił, że „Lula może liczyć na Argentyńczyków”, podobnie zresztą o swoim wsparciu zapewnił prezydent Francji Emmanuel Macron i wielu innych światowych przywódców w tym Andrzej Duda.
USA gotowe pomóc w śledztwie
Bolsonaro czeka z pewnością kilka dochodzeń przed Sądem Najwyższym w Brazylii. Prezydent Lula da Silva oskarżył już publicznie swojego poprzednika o „podżeganie” do ataków. Sam oskarżony jednak oczywiście publicznie potępił próbę zamachu stanu i odrzucił zarzuty. Taka próba odcięcia się od działań w Brasilii naśladuje publiczną postawę Trumpa z 6 stycznia 2021 r.
I chociaż jego bezpośredni udział w próbie przewrotu nie został jeszcze udowodniony, to raczej nie ma możliwości, aby nie był wcześniej świadomy tego, co miało nastąpić, a dopiero później to skrytykował.
Jak mówił rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price podczas konferencji prasowej, „demokratyczne instytucje Brazylii mają nasze pełne wsparcie i jesteśmy gotowi, by przyjąć jakikolwiek wniosek o pomoc (…) mamy dobrze znane procedury współpracy, czy to w sprawie udzielenia informacji, czy potencjalnie podjęcia pewnych działań”.
Rzecznik odpowiedział w ten sposób na pytanie o ewentualnym ściganiu przez Brazylię Jaira Bolsonaro w związku z jego potencjalnym udziałem w organizowaniu ataku jego zwolenników na brazylijski parlament i państwowe instytucje. Jak zaznaczył Price, USA nie otrzymały dotychczas od władz Brazylii żadnej prośby o pomoc ws. niedzielnych wydarzeń.
Były prezydent opuścił 30 grudnia Brazylię tuż przed inauguracją Luli, udając się wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami do USA. Zadeklarował wówczas, że „niebawem wróci do kraju”. Na razie jednak nadal przebywa na terytorium USA. Kilkoro kongresmenów Partii Demokratycznej domaga się ekstradycji bądź wydalenia byłego prezydenta.
Price odmówił potwierdzenia informacji o statusie wizowym w USA byłego przywódcy Brazylii. Według agencji Reutera Bolsonaro „niemal na pewno” wjechał na teren USA, korzystając z wizy dyplomatycznej, która wygasła wraz z utratą funkcji. Rzecznik Departamentu Stanu powiedział tylko, że jeśli ktoś wjeżdża do kraju, korzystając z takiej wizy, i traci swoją funkcję, ma wówczas 30 dni, by zawnioskować o inną wizę.
Giganci mediów oskarżeni o wspieranie powstania
Powstanie, przeprowadzone przez zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro, „nie może być zaskoczeniem dla dyrektorów mediów społecznościowych, którzy byli wielokrotnie ostrzegani, że ich platformy, narzędzia i algorytmy bezpośrednio wspomagają gwałtowne powstanie zwolenników skrajnej prawicy w Brazylii” – powiedziała Flora Rebello Arduini, dyrektor kampanii w SumOfUs, organizacji non-profit, która monitoruje rozprzestrzenianie się kłamstw wyborczych w mediach społecznościowych.
Pod koniec października, w przededniu wyborów prezydenckich w Brazylii, SumOfUs opublikowało raport szczegółowo opisujący, w jaki sposób TikTok i Meta – firma macierzysta Facebooka, Instagrama i WhatsAppa – wpływają na mobilizacje osób podważających uczciwość wyborów w Brazylii poprzez swoje systemy rekomendacji.
„Skrajnie prawicowi ekstremiści, którzy otwarcie agitują za wojskowym zamachem stanu, działają swobodnie na platformach Meta, a ta nie tylko pozwala im szerzyć swoje przesłanie i rekrutować nowych członków, ale algorytmy platformy traktują priorytetowo posty, grupy i konta antydemokratyczne” – czytamy w raporcie.
SumOfUs oszacowało, że reklamy na Facebooku, które podają w wątpliwość wybory w Brazylii i agitują za wojskowym zamachem stanu, zgromadziły co najmniej 615 tys. wyświetleń.
Przedstawiciele Meta przekazali już po fakcie dokonanym, że uznali atak na budynki rządowe Brazylii za „zdarzenie naruszające prawo” i rozpoczęli procedurę usuwania „treści, które wspierają lub chwalą te działania”.
The Washington Post poinformował, że „w tygodniach poprzedzających brutalny atak na Kongres Brazylii i inne budynki rządowe, kanały mediów społecznościowych tego kraju zalały wezwania do ataku na stacje benzynowe, rafinerie i inną infrastrukturę, a także nawoływania ludzi do przybycia na imprezę w stolicy z okrzykiem wojennym”.
Wskazując na badania przeprowadzone przez SumOfUs, amerykańska gazeta zauważyła, że „Facebook i Instagram skierowały tysiące użytkowników, którzy wpisywali podstawowe hasła wyszukiwania dotyczące wyborów, do grup kwestionujących integralność głosowania”.
Gazeta dodała, że „badacze z Brazylii powiedzieli, że szczególnie Twitter jest miejscem do wartym uwagi, ponieważ jest intensywnie używany przez krąg prawicowych influencerów – sojuszników Bolsonaro, którzy nadal promują narracje o oszustwach wyborczych”. Według ich doniesień „Miliarder Elon Musk, który pod koniec października sfinalizował przejęcie Twittera, zwolnił cały personel firmy w Brazylii, z wyjątkiem kilku sprzedawców”. Wśród zwolnionych na początku listopada miało być osiem osób z Sao Paulo, które moderowały treści na platformie, aby wychwytywać posty, które łamały jej zasady przeciwko podżeganiu do przemocy i dezinformacji.
SumOfUs wezwało do śledztwa w sprawie roli platform mediów społecznościowych w ułatwianiu przeprowadzenia ataku na brazylijską demokrację.
JM/PAP