Miliony mieszkańców wyszły na ulice Chile równo tydzień od wprowadzenia stanu wyjątkowego i wysłania wojska na ulice przeciwko walczącym o godne życie obywatelom.
Od kilku dni zapowiadano, że piątkowa mobilizacja społeczna będzie największą w historii Chile. I faktycznie – na same ulice stolicy, Santiago de Chile, wyszło według oficjalnych danych ponad milion obywateli i obywatelek. Mówi się jednak, że mogło ich być nawet około dwóch milionów. Tego samego dnia, niezadowoleni z wysokich kosztów życia, systemu neoliberalnego i państwowej przemocy, na ulice wyszli mieszkańcy niemal wszystkich miast Chile. Szacuje się, że w protestach bierze udział Chilijek i Chilijczyków (liczba mieszkańców kraju to około 18 milionów).
W Santiago protestujący wypełnili dosłownie całe centrum miasta. Choć demonstracje miały charakter pokojowy i rodzinny, policja dość szybko zaczęła atakować marsz armatkami wodnymi i gazem. Represje się nasilały wraz z nastaniem nocy, podczas której doszło do zamieszek w różnych częściach miasta. Powtórzyły się obrazy zbyt dobrze znane z poprzednich dni: wojsko strzelające do ludzi, godzina policyjna, nocne łapanki. Bojowi manifestanci nie pozostawali bierni – odpowiadali kamieniami, w nocy w ruch poszły koktajle mołotowa. Jednak główna demonstracja, pomimo policyjnych i wojskowych prowokacji zachowała pokojowy charakter: śpiewano protest songi z czasów dyktatury, które na nowo nabrały aktualności, tańczono, grano na instrumentach.
Chilijczycy podkreślają doniosłość i znaczenie historyczne wczorajszego dnia. W mediach społecznościowych przytaczane są ostatnie słowa prezydenta Salvadora Allende wypowiedziane w przemówieniu do narodu z bombardowanego pałacu prezydenckiego podczas wojskowego zamachu stanu 11 września 1973 roku: „Idźcie naprzód, bo wkrótce otworzą się przed wami szerokie aleje Alameda, którymi przejdzie wolny człowiek aby budować lepsze społeczeństwo”. Alameda to największa arteria Santiago, która wczoraj została wypełniona niezliczonym tłumem – jak podkreślają Chilijczycy – wolnych ludzi.
Do fali strajków dołączyli również wczoraj kierowcy ciężarówek, protestując przeciwko wysokim opłatom przejazdów po prywatnych autostradach. Pracę wstrzymali także pracownicy taksówek.
Nic nie wskazuje, żeby fala buntu opadła a wręcz przeciwnie: po wczorajszej historycznej mobilizacji społeczeństwo wydaje się nabrało nowego wiatru w żagle. Kolejne mobilizacje, oprócz codziennych form protestów, zapowiadane są na najbliższe dni. W poniedziałek manifestujący będą żądać zmiany ustanowionej przez gen. Pinocheta konstytucji, która wciąż obowiązuje w kraju.
Santiago – Warszawa
26 października pod pomnikiem Kopernika w Warszawie zebrała się około pięćdziesięcioosobowa grupa ludzi chcących wyrazić swoją internacjonalistyczną solidarność z ludem Chile, które od ponad tygodnia jest miejscem walk inteligenckiej młodzieży i związków zawodowych z neoliberalnym rządem miliardera Sebastiana Piñery.
Na pikiecie zorganizowanej przez Jeremiego Galdameza, który na łamach Portalu Strajk codziennie relacjonuje wydarzenia w Chile, pojawili się przedstawiciele i przedstawicielki Lewicy Razem, Pracowniczej Demokracji oraz niektórych związków zawodowych. Nie zawiodły organizacje, które deklarują postępowy, oddolny charakter: Związkowa Alternatywa reprezentowana przez Piotra Szumlewicza oraz Inicjatywa Pracownicza, w imieniu której głos zabrała Urszula Łobodzińska.
Praktycznie wszystkie przemówienia, czy to reprezentantów lub reprezentantek powyższych organizacji, czy też członków chilijskiej diaspory w Warszawie, skupiały się na trzech kwestiach: na niezwykłej wartości solidaryzowania się z represjonowanymi i wyzyskiwanymi, solidarności, która przekracza granice, na polityce gospodarczej Piñery, a ta należy do jednych z najbardziej neoliberalnych w Ameryce Południowej oraz na przypominaniu historii. Ostatnie wydarzenia nieuchronnie przynoszą na myśl straszne czasy junty Augusto Pinocheta.
– Pomysł wiecu narodził się z prostej potrzeby wyrażenia ludzkiej solidarności przez chilijską diasporę w Warszawie. Przebywając na drugim końcu świata, chcieli wykazać swoją solidarność z własnymi rodzinami, ze wszystkimi rodakami i rodaczkami. Wśród nich byli Chilijczycy i Chilijki, które znalazły w Polsce schronienie po zamachu stanu w Chile w 1973 r. Dla nich wydarzenia mające obecnie miejsce w ich kraju są powrotem do najczarniejszych wspomnień – powiedział Portalowi Strajk Jeremi Galdamez. Nie krył on zadowolenia, że mimo tego, iż pikietę zorganizowano w wolny dzień, udało się zgromadzić kilkadziesiąt osób.
– Wysłaliśmy jasny komunikat, że w Warszawie są osoby wspierające walkę Chilijczyków o godne życie i obserwują uważnie, co się dzieje w ich kraju. Cieszy mnie bardzo szeroki udział przedstawicieli organizacji związkowych i lewicowych, piękny przykład solidarności z klasą pracującą. Jedną z najważniejszych cech lewicy jest wspieranie uciemiężonych i wyzyskiwanych na całym świecie, bez względu na podziały narodowościowe czy kulturowe. Miejmy nadzieję, że lud Chile zwycięży w nierównej walce – podsumował organizator demonstracji.
W poniedziałek o 12.45 rozpocznie się kolejne wydarzenie solidarnościowe z walczącym chilijskim społeczeństwem. Pod ambasadą latynoamerykańskiego państwa zostaną zapalone świece ku pamięci osób, które zginęły z rąk policjantów i żołnierzy lub poniosły śmierć podczas zamieszek w Santiago. (STRAJK.EU)