Rysujące się powstanie osi Moskwa-Teheran-Ankara chyba niekoniecznie nastąpi lada dzień. Teheran do tego stopnia poczuł się oburzony, iż Moskwa ujawniła, że jej bombowce korzystają z bazy lotniczej w Iranie przy bombardowaniu zbrojnej opozycji syryjskiej, że irańskie MSZ ogłosiło, iż współpraca – po tygodniu – „na razie” zakończyła się.
A irański minister obrony, Hosein Dehghan wręcz ogłosił, że Rosja „zdradziła zaufanie”, jakim obdarzyli ją Irańczycy. I, za „popisywanie się” uznał ujawnienie sprawy.
Antyamerykański sukces w postaci udostępnienia przez Iran bazy Nodżeh pod Hamadanem tak ucieszył Moskwę, że rosyjskie ministerstwo obrony rozgłosiło to oficjalnie. A to nie może sprzyjać rysującemu się zbliżeniu szyickiego Iranu z sunnicką Turcją z uwagi na fakt, że samoloty rosyjskie spuszczały bomby na sunnickie ugrupowania zbrojne w Syrii, w tym Państwo Islamskie, które Turcja popierała potajemnie przez miesiące i wcale do niego sympatii nie straciła, choć deklaruje coś przeciwnego.
Poza tym ujawnienie, że bojowe lotnictwo rosyjskie korzysta z bazy w Iranie musiało zrobić fatalne wrażenie na zwykłym Irańczyku, który uwierzył już w propagandę ajatollahów, że kraj jest niezależny, samorządny, suwerenny i wszyscy boją się go. Irańczyk pamięta, jak w kraju przed Rewolucją Islamską szarogęsili się Amerykanie, a teraz może obawiać się, że tylnymi drzwiami wchodzą Rosjanie.
I teraz minister obrony, Hosein Dehghan przekonuje Irańczyków: nie oddaliśmy im żadnej bazy i nie zostaną tutaj. Podkreśla, że nie było żadnej pisemnej umowy, a jedynie „współpraca operacyjna” ograniczona do „tankowania samolotów”.