A już wydawało się, że w Afryce idzie nowe: prezydent Gambii, Yahya Jammeh rządzący krajem od zamachu stanu w 1994 r., nie tylko dopuścił do uczciwych wyborów 2 grudnia, ale uznał przegraną i zapowiedział ustąpienie z urzędu.
Na dodatek w obecności kamer TV zadzwonił do zwycięzcy, Adamy Barrowa i pogratulował mu zwycięstwa. „Allah mówi mi, że mój czas skończył się i przekazuję władzę narodowi gambijskiemu i panu” – oznajmił.
Ale widać jego Allah zmienił zdanie, bowiem parę dni później zakomunikował Gambijczykom: „Jakkolwiek lojalnie zaaprobowałem wyniki (wyborów) wierząc, że komisja wyborcza była niezależna, uczciwa i wiarygodna, odrzucam je w całości”, ponieważ władze wyborcze pozwoliły sobie na „niedopuszczalne błędy”. I zażądał nowych wyborów, a na ulice stolicy, Bandżulu wysłał policję.
Czegoś takiego jeszcze nie było i całemu (demokratycznemu) światu opadła szczęka. Ale Gambia to nie np.130-milionowa Nigeria, lecz kraik liczący niespełna 2 mln ludzi i otoczony przez terytorium Senegalu. A Senegal miał już po dziurki w nosie wybryków Jammeha i niezwłocznie wezwał Radę Bezpieczeństwa ONZ, by zajęła stanowisko.
I w sobotę wieczorem RB ONZ wydała oświadczenie (nawet Rosja i Chiny – też przecież demokracje – nie oponowały) wzywające Jammeha, aby „uszanował suwerenny wybór narodu Gambii (…) i przekazał bezwarunkowo i bez zbędnej zwłoki, władzę prezydentowi elektowi Adamie Barrowowi”. RB ONZ zażyczyła sobie też, by „w było pełni zapewnione bezpieczeństwo prezydenta elekta i wszystkich Gambijczyków”.
A w powietrzu zawisło pytanie: dlaczego pan prezydent rozmyślił się? Ponieważ w przeszłości zasłynął z różnych niekonwencjonalnych pomysłów i żartów, może te uczciwe wybory to miał być żart, by za chwilę pokazać Gambijczykom, gdzie raki zimują? A może uwierzył, że naród tak go kocha, jak demonstrują tłumy zorganizowane przez jego ludzi i postanowił pokazać światu tę prawdę? A może rozsierdził się, gdy ujrzał rozradowaną ulicę po ogłoszeniu zwycięstwa Barrowa i zapowiedzi oddania mu władzy?
Jak by nie było, Jammehowi nie będzie ławo. RB ONZ wezwała swoje Biuro w Afryce Zachodniej oraz partnerów międzynarodowych, „zwłaszcza Wspólnotę Gospodarczą Państw Afryki Zachodniej”, aby zadbały o stabilność w Gambii i działały na rzecz objęcia urzędu przez demokratycznie wybraną władzę.
Można oczekiwać narastających na Jammeha nacisków nie tylko ze strony Senegalu, ale i dawnej metropolii kolonialnej – W. Brytanii. Nic dobrego nie wróży mu też oświadczenie Departamentu Stanu USA: „To działanie jest karygodnym i nie do zaakceptowania naruszeniem wiary ludzi Gambii i skandaliczną próbą podważenia wiarygodnego procesu wyborczego i bezprawnym trzymaniem się u władzy”.
Ze swej strony, Adama Barrow wezwał Jammeha do uszanowania woli ludu i przypomniał, że prawo Gambii nie zezwala mu na anulowanie wyniku wyborów, ani nakazania nowych.